Każdy rodzic z epoki Facebooka i Instagrama ma pamięć smartfona zawaloną kid-bajtami. I dobrze. Te wszystkie pierwsze razy – podróż metrem, wizyta w pralni – już się nie powtórzą.Pierwsze razy są ważne. Wszyscy dobrze o tym wiemy. I nie, nie, nie – moje myśli wcale nie wędrują w tej chwili w stronę łóżkowych podbojów. Myślę o zupełnie innych pierwszych razach.
Na pewno każdy z nas pamięta jakiś swój pierwszy raz z dzieciństwa. Pierwsze samodzielnie postawione kroki może niekoniecznie (za to Wasze mamy z pewnością mają w głowie żywy obraz tego wydarzenia, dam sobie rękę uciąć!), ale może pierwszą przejażdżkę na rowerku, pierwszy ukradkiem zjedzony czekoladowy batonik, pierwszy złożony model samolotu albo prawdziwie męską wyprawę z tatą, by łowić ryby, piec je w ognisku i spać pod namiotem.
Dla dziecka każde takie pierwsze doświadczenie jest porównywalne z postawieniem kroku na innej planecie czy odkryciem nieznanej galaktyki. Dlatego te „pierwsze razy” są tak niezwykle ważne i wywołują w maluchach potężne emocje. Emocje, których nie da się udawać, są nie do podrobienia. Na twarzach dzieciaków maluje się wtedy cała gama uczuć, która tworzy niezwykle szczery, autentyczny i niepowtarzalny mix.
Pamiętacie, jak kilka lat temu hitem internetu był filmik z małą Madeline, która po raz pierwszy miała podróżować pociągiem? Kilkuletnia dziewczynka jeszcze czekając na peronie na właściwy pociąg z ekscytacji przebierała nóżkami w miejscu, jakby miała za chwilę odfrunąć. Kiedy pojazd wreszcie się pojawił, dziecko o mało nie rozpłakało się ze szczęścia radośnie popiskując, podskakując i wydając z siebie długie i przeciągłe „woooooooooooow!”. Dziś filmik z czekającą na pociąg Madeline ma blisko 6,5 mln wyświetleń, co jest niezbitym dowodem na to, że dla nas, nieco już zmanierowanych dorosłych, którzy przecież tyle już widzieli i doświadczyli, ta autentyczna radość i ekscytacja dzieci jest po prostu piękna i… fascynująca!
Dlatego warto „kolekcjonować” takie pierwsze razy swoich dzieci. Bo zwyczajnie, one się już nie powtórzą (logiczne, nie ma drugiego pierwszego razu). Zdjęcia, krótkie filmiki, nagrania audio – jednym słowem, wszystkie chwyty dozwolone, żeby uchwycić chwilę.
Dla Aarona Sheldona pierwsze doświadczenia 4-letniego synka Harrisona stały się inspiracją do stworzenia projektu „Small Steps Are Giant Leaps”, o którym dowiedziałam się z portalu Mamadu. Wszystko zaczęło się od tego, że chłopiec zainteresował się tematyką kosmosu. A tata zrozumiał, że dla malucha każde małe odkrycie, każde doświadczenie czegoś nowego jest fascynujące, jak postawienie kroku na nowej planecie, a jednocześnie może budzić pewien lęk, nieufność – w końcu to krok w nieznane. Dlatego ubrał swojego synka w… kombinezon astronauty, który nie tylko wpisuje się w zainteresowania chłopca, ale stanowi także pewną ochronę przed tym nieznanym światem.
https://www.instagram.com/p/BPAldTxhPv7/
Tak powstał projekt obejmujący cały cykl fotografii czterolatka w pralni, sklepie, metrze, hotelu, restauracji, szkole, biurze, sali gimnastycznej – oczywiście, w swoim nieodłącznym stroju astronauty. I przypomnienie dla rodziców, że ich dzieci codziennie odkrywają świat.
https://www.instagram.com/p/BN9JqT5hV6X/
Oczywiście, nie trzeba być profesjonalnym fotografem, żeby uwieczniać odkrycia swojego dziecka. Podejrzewam, że każdy rodzic z epoki Facebooka i Instagrama ma pamięć smartfona zawaloną kid-bajtami. Ja mam dwa telefony, a po wolnym miejscu na dysku pozostało wspomnienie. Ale czy mogłabym nie uwiecznić pierwszych kroków na śniegu, pierwszych baniek mydlanych czy pierwszej wyprawy do zoo? Kto wie, może kiedyś stworzę z tego jakąś mini-kronikę dla mojego synka-odkrywcy…