Na swoje nieszczęście dawno, dawno temu poznałam i dałam się wplątać w sieć ułudy kapłana, który na swoim sumieniu ma kilka dziewczyn z tzw. „trudnych środowisk”.Kasiu, wierzę Ci!
Chyba nie ma nic gorszego dla ofiary przemocy seksualnej – która jakimś nadludzkim wysiłkiem odważyła się przerwać zmowę milczenia, zaufać tej jeszcze jednej osobie (nauczycielowi/spowiednikowi/rodzicowi/przyjaciółce/komukolwiek) i być może pierwszy raz zawołać o pomoc – chyba wówczas nie ma nic gorszego, niż otrzymanie jednosłownej odpowiedzi zwrotnej: Kłamiesz.
Taką odpowiedź usłyszała Kasia, tragiczna bohaterka reportażu Justyny Kopińskiej („Duży Format”). Kilkukrotnie świat dorosłych, świat osób, które były za nią odpowiedzialne, bezlitośnie uświadomił jej, że prawda w ustach dziecka nie ma znaczenia, że liczą się autorytety i ochrona ich dobrego imienia. Kasia już jako dziecko była zmanipulowana, uwiedziona, wplątana w romans, gwałcona, zastraszana, zniewolona, samotna, zmuszona do aborcji, zamknięta w duchowej, psychicznej i fizycznej pułapce, którą zgotował jej ksiądz Roman B.
On, kapłan z nienagannymi opiniami. Troskliwy i opiekuńczy. Jeżeli zwracał na siebie uwagę, to tylko z tej dobrej strony. Ludzie mu ufali. Dzieci tym bardziej. To jedna twarz. Ta pozorna. Raczej maska. Bo pod nią jest twarz człowieka bezwzględnego, cynicznego, doskonałego manipulanta, kłamcy i wreszcie pedofila. Klasyka wilka w owczej skórze.
Na swoje nieszczęście dawno, dawno temu poznałam i dałam się wplątać w sieć ułudy kapłana, który na swoim sumieniu ma kilka dziewczyn z tzw. „trudnych środowisk”. Na swoje szczęście byłam wtedy w procesie terapeutycznym i miałam w sobie wystarczająco dużo determinacji, by go zdemaskować. Wierzę, że opatrznościowo trafiłam na mądrego przełożonego, który zapewnił, że nic nie zostanie zamiecione pod dywan. I tak się stało. Sprawa ostatecznie trafiła do Watykanu. A mężczyzna ten dostał najwyższą karę kościelną i nie sprawuje już funkcji kapłańskich.
Happy end? Nie. Dziewczyny, które skrzywdził, drugi raz nie zdecydowałyby się na przerwanie milczenia. Nie po tym, co przeszły. Pogróżki, utrata znajomych z parafii, przekleństwa, szkalowania, społeczna banicja, życie w strachu. Wszystkie mogłyby mieć na imię, jak bohaterka reportażu, Kaśka. Bo wszystkie usłyszały: Kłamiesz. Od braci i sióstr w wierze. Od tych, którzy mają moralny obowiązek stanąć po stronie ofiary, a nie kata.
Czytam komentarze katolików odnośnie Kasi i jej dramatu. Mija kilka dni i nie jestem w stanie ich przetrawić. „On ją trochę przytulał, wielkie halo!”, „znam go i wiem, że jest dobrym człowiekiem, miał z nią tylko romans”, „nie wierzę, że brałby się za dziecko”, „przecież nie został skazany za gwałt, więc o co chodzi?!”, „znowu GW robi sensację, żeby zniszczyć dobre imię Kościoła”. Serio, robi mi się niedobrze.
Ale są też nie-komentarze, czyli brak reakcji tych wszystkich, którzy w imię Chrystusa powinni stanąć murem za Kasią! To podłe milczenie niektórych solidarnych księży, świeckich pro-liferów i wszystkich innych kato-strusiów chowających głowę w piasek. Podłe, bo jak w każdej przemocowej sytuacji dla ofiary nie ma nic cenniejszego niż świadomość, że ktoś jest po jej stronie. A kto, jak nie my?
Śmiem marzyć, żeby takie publikacje, jak reportaż Justyny Kopińskiej, wzbudzały w nas, katolikach, święty gniew. Żeby zadrgały w nas wszystkie struny. Żebyśmy poruszeni ludzkim odruchem, dali bezcenne wsparcie Kasi i wszystkim innym ofiarom przemocy seksualnej, czyli jedno: Wierzę ci.
PS Kasia ma dziś trochę ponad dwadzieścia lat. Za sobą kilka prób samobójczych, depresję, pobyty w szpitalu psychiatrycznym, żyje w lęku i wycofaniu. Jest wrakiem. Jak sama mówi, czuje, że światu nie ma już nic do zaoferowania. Ufam, że jeśli dotrwałeś, Czytelniku, do tego momentu, to jesteś człowiekiem o ludzkim sercu. Być może Kasia trafi na ten tekst. Zapraszam Cię do wykorzystania szansy i przesłania jej (na swojej tablicy albo w komentarzu) tej prostej i tak szalenie ważnej wiadomości o treści: „Wierzę Ci!”.
Dzięki!
Natalia
Tekst pierwotnie ukazał się na profilu FB prowadzonym przez Natalię Białobrzeską: Lejdi Moher