Chyba boimy się czytać historie, w których chrześcijaństwo „nie wypaliło”. Lepsze są opowieści z happy endem, budujące świadectwa o zmartwychwstałych i nawróconych.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Mało jest tekstów takich jak ten. Jakoś nie pisze się zbyt często na wesołych chrześcijańskich witrynach o Bogu, który „zawiódł”. Chyba boimy się czytać historie, w których chrześcijaństwo „nie wypaliło”. Lepsze są opowieści z happy endem, budujące świadectwa o zmartwychwstałych i nawróconych.
Gdzie jednak podziać szczere serca roztrzaskane krzyżem? Nie dziwi przecież, kiedy człowiek zawodzi Boga, ale w głowie się nie mieści, że Bóg też może „zawieść” człowieka. Zwłaszcza wtedy, kiedy cała instrukcja świętości wydaje się być spełniona…
Będzie to więc dziwny tekst. O zakonnicach, które chciały być święte, a skończyły poza zakonem. O chłopakach, którzy pragnęli zostać księżmi, a zostali wyrzuceni z seminarium i popełnili samobójstwo. O ludziach, którzy modlili się tak bardzo, że… zostali umieszczeni na oddziałach psychiatrycznych.
Za „święte” na zakon
Pół polski zna tę historię. Nie będę wchodzić w szczegóły – sprawa dotyczy pewnej żeńskiej wspólnoty zakonnej. Osobiście poznałem jedną z tych, którym media przylepiły łatkę „zbuntowanych”. Nie mam powodu nie wierzyć, kiedy opowiada o ich wielkim pragnieniu życia w świętości.
Dlaczego więc wspólnie skończyły poza zakonem, wyrzucone z własnego domu? Wiem, że powinny być posłuszne przełożonym, nawet jeżeli ci nie spełniali ich zdaniem „standardów bogobojności”. Tak przecież robił św. Ojciec Pio i cała gama pięknych postaci! Ale one nie dały rady. Dlaczego więc Bóg dopuścił próbę, o której wiedział, że jej nie przetrwają?
Klerycy-samobójcy
Był już kilka lat w seminarium poza Polską, kiedy usłyszał od przełożonych, że ma się pakować. Jak sam mówi – nie podali mu konkretnych powodów swojej decyzji. Znalazłszy się na skraju załamania nerwowego, wrócił do kraju.
Długo nie mógł się pozbierać – to, że przestał chodzić do kościoła, to jeszcze pół biedy, gorzej, że chciał ze sobą skończyć! Wtedy przyszła pomoc – rektor jednego z polskich seminariów umożliwił mu dokończenie formacji. Dzięki jego zaangażowaniu dzisiaj jest księdzem. Jednak niektórzy jego koledzy nie mieli tyle szczęścia. Podobne sytuacje w ich przypadku zakończyły się samobójstwami…
Mistycy w kaftanach
Modlitwa może być groźna. Można wpaść w obłęd odmawiania koronek, różańców i litanii. Można się doprowadzić do psychicznego otępienia, kiedy pęka granica między rzeczywistością i wyobrażeniami. I zamiast jechać windą do nieba, jedzie się karetką do szpitala psychiatrycznego. A szpitale psychiatryczne pełne są Chrystusów, cierpiących za zbawienie świata…
On był świeżo po nawróceniu. Czytał o egzorcyzmach i miewał koszmary – czyżby negatywne reminiscencje dawnego życia? Był tak przestraszony, że w kółku recytował „Koronkę do Bożego miłosierdzia” i odmawiał różaniec. Pewnego dnia wszystkie demony rzuciły się na niego, a on rzucił się z pięściami na swoich bliskich. Zabrała go karetka na sygnale.
Bez niebiańskiej interwencji
Kilka tygodni temu zespół Metallica wydał swoją najnowszą płytę. Nie miałoby to związku z treścią artykułu, gdyby nie historia lidera zespołu. Jako dziecko należał wraz z rodzicami do pewnej sekty religijnej, odwołującej się do chrześcijaństwa. Kiedy jego matka zachorowała na raka, odmówiła leczenia. Twierdziła, że Bóg ją uzdrowi bez pomocy medycznej.
Taka była doktryna sekty, w którą wierzyła. Bóg jej nie uzdrowił. Młody James Hetfield patrzył więc, jak najdroższa mu na świecie osoba umiera w przekonaniu, że jest grzesznicą niewartą „interwencji niebiańskiej”.
„The God that failed”
Mógłbym jeszcze dorzucić kilka historii. Historii o ludziach, którzy naprawdę zaufali. Poszli na całego. I zostali zmiażdżeni przez rzeczywistość. Nie było aniołów, cudów, niebieskich interwencji. Zupełnie jak na Golgocie.
Wiem, wiem – można zadać milion pytań „w obronie Boga”. Czy oby na pewno nigdzie nie popełnili błędu (nasze zakonnice, matka lidera Metalliki), czy oby nie ulegli pokusie zwątpienia (klerycy-samobójcy) albo co ma wspólnego chorobliwy fanatyzm z Bogiem (przypadek mistyka-szaleńca).
I wiem, że jest Księga Hioba, Ewangelia, nauka o nocy ciemnej św. Jana od Krzyża. Ale chyba tego wszystkiego nie wiedział James Hetfield z Metalliki. I po prostu napisał piosenkę – „The God that failed”. Napisał o „Bogu, który zawiódł”…
Od redakcji: Jak mawia bp Grzegorz Ryś, z doświadczeniem się nie dyskutuje. Dlatego pomódlmy się za tych, którzy teraz doświadczają bardzo ciemnego okresu w swoim życiu – żeby Bóg tę ciemność rozjaśnił swoją bliskością i miłością.