Epizod opisany jedynie w Ewangelii św. Mateusza (Mt 2,1-16), określany jako rzeź niewiniątek, jest zgrzytem w świątecznym, bożonarodzeniowym nastroju. Z jednej strony świętujemy urodziny Jezusa, z drugiej – 28 grudnia wspominamy Świętych Młodzianków.
Słowo „młodziankowie” kojarzy się nam raczej z nastolatkami, ale tu chodzi o dzieci, które nie ukończyły jeszcze drugiego roku życia. Zginęły one tylko dlatego, że miały pecha urodzić się – tak jak Jezus – w Betlejem, i to w czasie zbliżonym do Jego narodzin (tak jak niejaki Brian z filmu Monty Pythona, urodzony po sąsiedzku – choć on akurat ocalał).
Rzeź niewiniątek – historia zmyślona przez św. Mateusza?
Według Mateusza rozkaz zabicia niemowląt z Betlejem wydał Herod Wielki, król żydowski. Wcześniej dowiedział się on od mędrców ze Wschodu, że narodził się tam oczekiwany przez naród Mesjasz. Kiedy zorientował się, że mędrcy go zawiedli i nie dostarczyli konkretnych informacji, które pomogłyby zidentyfikować, o jakie dziecko chodzi, kazał zamordować w Betlejem wszystkie dzieci płci męskiej poniżej drugiego roku życia.
Rzeź niemowląt w Betlejem, dokonana z powodu paranoicznych lęków starego króla, podczas gdy Józef ostrzeżony przez anioła uciekał jako uchodźca z Maryją i małym Jezuskiem do Egiptu, budzi nasz zrozumiały sprzeciw. Do ich rodziców żaden anioł nie przyszedł. One zginęły, a Jezus został uratowany. Można powiedzieć – takie jest życie. Nie każdy jest Mesjaszem.
Oczywiście jest też możliwe, że cała ta historia została wymyślona przez św. Mateusza. Wielu współczesnych biblistów powie, że Ewangelista chciał jedynie nawiązać do opowieści z Księgi Wyjścia o zabijaniu żydowskich dzieci na rozkaz faraona i o ocaleniu Mojżesza. Podobnych historii o władcach zabijających dzieci z powodu jakiejś przepowiedni znajdziemy bardzo wiele.
Ilu chłopców zginęło w czasie rzezi niewiniątek?
Ojcowie Kościoła (św. Ireneusz, św. Cyprian, św. Augustyn i inni) twierdzili, że dzieci te wcale nie miały pecha. Zgodnie uznali oni ofiary dekretu Heroda za świętych i męczenników. Malcy ci przelali bowiem – według nich – krew za Jezusa, choć nie uczynili tego świadomie i nie było to ich wyborem. Możemy przeczytać wzniosłe słowa, że chłopcy z Betlejem „zyskali koronę męczeństwa, nie doświadczywszy zła tego świata, pokus ciała i podszeptów Szatana”. Innymi słowy, zostali sowicie wynagrodzeni w niebie...
Autorzy pobożnych traktatów i żywotów świętych starali się też nieraz zaszokować odbiorców i zawyżali domniemaną liczbę dzieci zamordowanych w Betlejem.
Święty Hieronim pisał o „multa parvulorum milia”, czyli o wielu tysiącach. W liturgii bizantyjskiej wspomina się 14 tysięcy zamordowanych dzieci. Kalendarze syryjskie powiększają tę liczbę do 64 tysięcy. Żyjący w IX w. francuski mnich Usuard postanowił zaś przebić wszystkich liczbą 144 tysięcy zamordowanych niemowląt. Oparł się on w swojej tezie na symbolicznej liczbie wybranych podanej w Apokalipsie.
Trochę to przypomina słynny skecz z Zenonem Laskowikiem i śp. Bohdanem Smoleniem w roli pani Pelagii, pracującej w fabryce bombek (także choinkowych). Kiedy redaktor spytał, ile ich robi dziennie, Pelagia odparła, że mniej więcej dwieście osiemdziesiąt trzy. Dowiedziawszy się jednak, że jest to wywiad dla telewidzów wieczornego dziennika, oznajmiła: „O, to bez kozery powiem pińćset! Dziesięć tysięcy! Pięćdziesiąt! Milion!”.
Ilu było mieszkańców Betlejem?
Jeśli założymy, że rzeź niewiniątek faktycznie miała miejsce, warto byłoby zachować choć trochę zdrowego rozsądku. Giuseppe Ricciotti oszacował liczbę wszystkich mieszkańców Betlejem w tamtych czasach na nie więcej niż 1000 osób. Biorąc pod uwagę to, że rocznie na 1000 osób rodzi się jakieś trzydzieścioro dzieci, a także uwzględniając poziom śmiertelności oraz fakt, że rozkaz Heroda dotyczył tylko dzieci płci męskiej, zgładzonych w Betlejem chłopców mogło być ok. 25-30, choć prawdopodobnie liczbę tę należałoby jeszcze bardziej obniżyć.
Są też naukowcy, którzy uważają, że populacja ówczesnego Betlejem wynosiła w owych czasach zaledwie około trzystu mieszkańców. Gdyby więc do rzeczonej rzezi doszło, pochłonęłaby ona nie więcej niż 6-7 chłopców (do lat 2).
Zdaniem obrońców wiarygodności tej opowieści, wyjaśniałoby to, dlaczego Józef Flawiusz, historyk urodzony ok. 40 lat po śmierci Heroda, nic o tej zbrodni nie wspomina. Po pierwsze, mógł o niej zwyczajnie nie wiedzieć. Nawet jeśli jednak usłyszał, że w zabitej dechami dziurze zginęło kilka, może kilkanaście niemowląt, mógł uznać to za epizod w istocie błahy i nie zasługujący nawet na wzmiankę w przypisie.
Betlejem w tym czasie było małą pasterską osadą, pełną ubogich wieśniaków, w dodatku leżącą poza nurtem głównych wydarzeń politycznych w Palestynie. Te dzieci w ogóle się nie liczyły… Zresztą prawdopodobnie nawet rodzice zgładzonych nie wiedzieliby, kto odpowiada za ich śmierć. Ot, wpadli jacyś siepacze i zrobili swoje, nie uzasadniając raczej motywów swego działania. Prawdziwi kilerzy nie wdają się bowiem w dyskusje i objaśnienia.
Król Herod – po trupach do celu
Niezależnie od tego, czy omawiana tu opowieść jest prawdziwa, czy też ma charakter pobożnego zmyślenia, przyznać trzeba, że rozkaz zabicia dzieci w Betlejem wydaje się być w pełni zgodny z profilem psychologicznym Heroda. Jego okrucieństwo wynikało (zwłaszcza pod koniec życia) z choroby umysłowej i psychozy strachu o utratę władzy.
Dobrze zostało to uchwycone w piosence z musicalu „Metro”:
Namiestnik Herod ciągle drży w obawie,
że chociaż berło dzierży jego dłoń,
a rzymski cesarz patrzy nań łaskawie,
to w rączkach dzieci może kryć się broń.
Herod doszedł do tronu po trupach i utrzymywał się na nim tylko dzięki terrorowi i zręcznemu lawirowaniu pomiędzy tymi, którzy rozdawali karty. Szukał dla siebie możnych protektorów i przez całe życie usuwał wszystkich, którzy mogli zagrozić jego pozycji. Bez skrupułów mordował nawet swoich najbliższych (między innymi skazał na śmierć żonę Mariamne, którą podobno kochał, oraz własnych synów – Aleksandra, Arystobulosa i Antypatra).
Paranoja, w jaką popadł w ostatnich latach panowania, była tak wielka, że kiedy umierał, rozkazał zgromadzić na stadionie w Jerychu najznamienitszych obywateli żydowskich i zgładzić ich zaraz po tym, jak wyda ostatnie tchnienie (chodziło o to, aby śmierć króla nie była w Izraelu dniem radości, ale smutku). Na szczęście po śmierci tyrana nikt już nie dbał o wypełnienie tego rozkazu.
Aby zachować odpowiednie proporcje, należy powiedzieć, że w sumie Herod był tak naprawdę mało znaczącym władcą małego kraiku na peryferiach ówczesnego świata. Mało kto wiedziałby dziś o jego istnieniu, poza historykami specjalizującymi się w tym okresie starożytności. Mimo to stał się znany na całym świecie (bardziej nawet znany niż większość cesarzy rzymskich). Jego zła sława trwa nadal, choć upłynęło już ponad 2 tys. lat od jego śmierci.
A wszystko dlatego, że Ewangelia Mateusza przypisała mu próbę dokonania zamachu na niemowlę, które było wcielonym Bogiem. Młodziankowie (czyli rówieśnicy Jezusa z Betlejem) są zaś od wieków przedmiotem naszej czci i świętymi patronami wszystkich zamordowanych dzieci, choć paradoksalnie być może nigdy nie istnieli.