Przywykliśmy do myślenia, że pomocy potrzebują ci, którzy nie mają nic. Bezdomni, uchodźcy. Tymczasem ci, którym materialnie nie brakuje nic, mogą jej potrzebować jeszcze bardziej. Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia na jednym z popularnych portali z ogłoszeniami pojawiła się zaskakująca oferta.
„Witam. Oddam telefon Huawei P8 w zamian za drobnostki wykonane dla mnie. Chodzi tu też o przysługi wykonane dla mojej osoby oraz rodziny. Również oddam go osobie u której będę mógł spędzić wigilię jak i nowy rok gdyż sam nie mam gdzie. Zapraszam do kontaktu na priw” (pisownia oryginalna).
Samotne święta
Ogłoszenie mieszkańca Olsztyna szybko trafiło na Wykop.pl, gdzie wywołało burzliwą dyskusję użytkowników. Nawet gdyby okazało się, że sama oferta nie jest prawdziwa (choć na taką nie wygląda), to prawdziwe są komentarze internautów, które wprost zmuszają do refleksji.
W pierwszej chwili, kiedy przeczytałam ogłoszenie, zrobiło mi się bardzo smutno. Jak bardzo samotny i zdesperowany musiał być człowiek, który je napisał? – myślałam. I jak ogromne znaczenie mają dla nas święta, że tak bardzo nie chcemy być w te dni sami, nawet jeśli nie jesteśmy osobami wierzącymi?
W dyskusji, jaka wywiązała się w serwisie Wykop.pl, pojawiło się zdumiewająco wiele podobnych głosów. Internauci pisali, że też spędzą święta i sylwestra sami i że… boją się tego. Jedni zamierzają zabić czas graniem w gry, inni oglądaniem filmów na YouTube, jeszcze inni planują utopić samotność w alkoholu.
Jedni pokłócili się z bliskimi i od lat święta spędzają sami, innym krewni dawno umarli, a jeszcze inni wyjechali gdzieś z dala od rodziny, na przykład szukać pracy w innym kraju. W przypadku niektórych po prostu, tak wyszło. Zdarza się. Część z komentujących wprost przyznaje, że nie są katolikami, ale – w tym czasie jakoś tak dziwnie być samemu.
Głód człowieka
Nietypowe ogłoszenie skłania do dwóch refleksji. Po pierwsze, jak bardzo aktualny (może nawet bardziej dziś niż kiedyś!) jest polski zwyczaj zostawiania wolnego miejsca przy wigilijnym stole dla niespodziewanego gościa.
Tylko, czy robimy to całkiem serio, czy raczej – bo tak każe tradycja? Dodatkowe nakrycie jest pustym gestem, jeśli nie idzie za nim realna gotowość przyjęcia pod swój dach potrzebującej osoby. A mam wrażenie, że często zostawiamy ten wolny talerz odruchowo, bo wiemy, że do naszych drzwi i tak nikt nie zapuka. W końcu kto wejdzie na nasze „bezpieczne”, strzeżone, zamknięte osiedle?
Pamiętam, że jako mała dziewczynka głęboko wierzyłam, że w ten magiczny wieczór naprawdę ktoś zapuka do naszych drzwi. Z dziecięcą ekscytacją wyglądałam nieznajomego. Ale nigdy nikt nie przychodził.
I to jest właśnie druga myśl, jaka przyszła mi do głowy po przeczytaniu oferty telefonu za kolację wigilijną. Nam się wydaje, że ten potrzebujący to na przykład bezdomny, sierota, uchodźca, biedak. Kto, jeśli nie oni, mogą pragnąć zaproszenia do świątecznego stołu? Tymczasem ten potrzebujący może być bliżej, niż nam się wydaje. Może to być sąsiad zza ściany czy kolega zza biurka. Ktoś, komu w sensie materialnym niczego nie brakuje (symboliczny Huawei), oprócz tego jednego – drugiego człowieka…