Życzenia - nie łatwa sprawa
Składanie świątecznych życzeń dla mało kogo bywa łatwą i lubianą sztuką. Konieczność (lub mówiąc dyplomatycznie: okazja do) powiedzenia komuś kilku słów od siebie sprawia, że pocą się ręce, struny głosowe działają nieco mniej chętnie, a ciało migdałowate w mózgu puchnie tak, że w głowie nie pozostaje nic poza czarną dziurą.
Stojąc bowiem z opłatkiem twarzą w twarz z szefem czy z (praktycznie nam obcą) koleżanką z działu public relations boimy się wielu rzeczy. Czy nie sprawimy przykrości, czy nie wywołamy konsternacji i czy nie zabrzmimy tak banalnie, że po Nowym Roku przyjdzie nam nosić przydomek okolicznego Paolo Coelho. Męczymy się więc wówczas, jak przy całkowaniu na lekcji matematyki.
Tym samym: w tej wymagającej wyczucia i empatii sztuce popełniamy błędy tak zabawne, jakbyśmy w życiowej szkole dyplomacji od lat nie zdołali dostać promocji do drugiej klasy.
Życzenia - lepiej bez prywaty
Pierwszy, klasyczny błąd, jaki popełniamy, to wyjątkowe spoufalanie się z życzeniobiorcą i wchodzenie z buciorami w jego prywatne życie. Z nie do końca wyjaśnionych powodów wpadamy w przekonanie, że jeśli koleżanka zwierzyła nam się z samotności, bo od piętnastu lat z nikim się nie spotyka, my możemy z okazji świąt życzyć jej zamęścia. Koledze od miesięcy walczącemu z nadwagą życzymy zaś pozytywnych efektów diety, skoro on sam nam się przyznał, że ma z tym poważny problem.
Tymczasem trudno o coś bardziej nietrafionego. Takie życzenia stawiają naszego rozmówcę w roli biedaczka (nad którym się żalimy), a nas na pozycji tego, który ma więcej i poważnie drugiemu współczuje. Ponadto przyjmującemu życzenia dają odczuć, że z naszego punktu widzenia ów brak jest rzeczywiście dotkliwy. Zamiast sprawiać przyjemność, wywołują smutek, obniżone poczucie wartości lub zażenowanie.
Nie każdy lubi poza tym, żeby jego prywatne sprawy (omawiane gdzieś w intymnych momentach) były powtarzane w tak oficjalnej sytuacji, jak opłatek w pracy czy nawet obecność licznej rodziny.
Tymczasem to, co obserwuję często na spotkaniach opłatkowych w pracy, to tendencja zupełnie odwrotna. Ludzie podczas życzeń dają sobie prawo do poruszania z innymi wątków, których nigdy nie podjęliby w żadnych innych okolicznościach, ale skoro już łamią się opłatkiem, to – tak jakby – im wolno.
Życzenia dla bliskich - głębsze
Paradoksalnie życzeniami zgrzeszyć można również składając życzenia zbyt powierzchowne, ale osobie bliskiej, która wyraźnie spodziewa się czegoś więcej.
Niedobrze jest też życzyć ludziom tego, czego sami od nich chcemy lub udzielać im „dobrych rad”. Sugerować Kasi czy Ani, żeby zrobiła doktorat (bo naszym zdaniem tak właśnie powinno wyglądać jej życie), podczas gdy ona marzy jedynie o rzuceniu studiów i podjęciu wolontariatu w Mozambiku. Tym bardziej kiepsko będzie sugerować komuś „życzę ci, żebyś był bardziej pokorny, sympatyczny i częściej pożyczał mi samochód” (nie żartuję, to są autentyczne życzenia).
Trudno się zatem dziwić, że w efekcie życzymy ludziom banałów (zdrowia, szczęścia, pomyślności), skoro każda próba powiedzenia czegoś więcej może okazać się gafą, mało empatyczną sugestią, albo zwyczajnym faux pas. Poza tym zwyczajnie nie mamy pojęcia, czego innym życzyć.
Jak wobec tego życzyć, żeby trafić w punkt?
Jest na to kilka sposobów.
Po pierwsze: dobierać życzenia do osoby, a właściwie – do relacji, jaka nas z nią łączy. Przyjacielowi: cieplej i w szczegółach (chociaż wciąż bez żalenia i lamentów!). Koledze spotkanemu znienacka na ulicy: „wszystkiego dobrego, mam nadzieję, że będziemy widywać się częściej”.
Po drugie: jeśli już koniecznie chcesz poruszyć z kimś temat Waszej nieidealnej relacji (co jednak w tych okolicznościach odradzałabym z całym przekonaniem), lepiej zrób to na przykład tak: „życzę nam, żebyśmy lepiej się dogadywali. Zależy mi na Tobie – jesteś dla mnie bardzo ważny”. Brzmi od razu lepiej, prawda?
Po trzecie: zamiast konkretów, lepiej życzyć rzeczy z ludzkiego punktu widzenia trudno osiągalnych. Ktoś, kto usłyszy „żebyś wyjechał w swoją wymarzoną wycieczkę dookoła świata i zamieszkał w domku na plaży w Ligurii” będzie brzmiało o wiele życzliwiej niż „obyś wreszcie znalazł sobie pracę, zarabiał tyle, ile chcesz, i w końcu odpowiednio ulokował uczucia”.
Po czwarte: mój złoty środek, który sprawdza się bez wpadek już od kilku lat, to mówienie ludziom wybranej miłej rzeczy na ich temat. Ważne, żeby zarówno ta obserwacja, jak i życzenia, które później na niej zbuduję, były szczere. Jeśli będą zmyślone lub naciągane – koncepcja szybko legnie w gruzach, a znalezienie takiego elementu (nawet jeżeli do wskazanej osoby nie pałam gorącym uczuciem) jest zazwyczaj bardzo proste.
Jeśli zaś ( i będzie to „po czwarte”) mówienie komplementu zdaje się Państwu zbyt kokieteryjne lub obciążone ryzykiem, że recytujący zostanie posądzony o nieczyste intencje, można po prostu naszemu życzeniobiorcy za coś podziękować.
Pomyśl o tych, którym dobrze życzysz
Nie wiem, być może to mało popularna praktyka, ale przed pójściem na służbową wigilię lubię znaleźć chwilę na pomyślenie o osobach, które na niej spotkam. Uświadamiam sobie wtedy, jak dużo przez ostatni rok zdołały wnieść w moje życie i nabieram rzeczywistej radości z faktu, że je znam, oraz że wreszcie będę mogła się z nimi tym uczuciem podzielić.
Dużo mówi się o tym, że w składaniu życzeń liczą się trud i zaangażowanie. Jasne. Ale moim zdaniem – ważniejsze jest tutaj obustronne poczucie przyjemności. Nie chodzi bowiem o to, żeby tworząc tych kilka obowiązkowych zdań osiągnąć błyskawiczne męczeństwo, ale po prostu skorzystać z tej krótkiej chwili sam na sam, żeby przekazać komuś… trochę miłości.