O tym, dlaczego w Kościele nie ma miejsca dla hip-hopu… I dlaczego nie trzeba z tego robić problemu.Nico Santana, o którym pisaliśmy już kilkakrotnie, występujący pod pseudonimem Nick “Dy-Verse” Torres, ogłosił ostatnio, że jego muzyka zmieni kierunek. I będzie to kierunek z dala od ścian Kościoła katolickiego.
Ten młody artysta wychowywał się na hip-hopie, rapując długo zanim znalazł się w jakimkolwiek Kościele. Kiedy wrócił do wiary katolickiej, było to dla niego naturalne, aby wyrażać swoją nowoodkrytą wiarę za pomocą muzyki, w której wzrastał.
Jednak teraz nie jest pewny, czy katolicki hip-hop to miejsce dla niego lub czy jest wystarczająco dużo miejsca dla hip-hopu w Kościele. Nico poproszony o podzielenie się swoim listem otwartym, w którym tłumaczy zmianę jaka zaszła w jego muzyce, opowiada o swoich pomysłach na ewangelizację i mówi o wychodzeniu naprzeciw ludziom ze społecznego marginesu:
Odważę się stwierdzić, że przeciętny praktykujący amerykański katolik z pokolenia millenialsów nie chce słuchać hip-hopu. Ci ludzie najprawdopodobniej nie doświadczyli kultury, z której wyrosłem. Jest szansa, że jeśli są zanurzeni w swojej wierze i znają teologiczne podstawy wiary, które staramy się przekazywać w naszych tekstach, będą woleli posłuchać współczesnych pieśni uwielbienia lub tradycyjnych hymnów, głęboko zakorzenionych w naszej wierze. Być może lubią muzykę pop. Jeśli nie zanurzą się w kulturze hip-hop, nie będą rozumieli beatów, wyrażeń, i uczuć kryjących się za naszą muzyką.
Podgatunek katolickiego lub chrześcijańskiego hip-hopu rezonuje z bardzo małą liczbą fanów. Wspólnota katolicka dzieli naszą pasję do wiary, ale nie naszą pasję do tego gatunku muzyki. Katolicy nie powinni się do tego zmuszać.
Odważę się stwierdzić, że nasi liderzy hip-hopu potrzebują Chrystusa w bardzo realny i osobisty sposób: aby doświadczyć spotkania z Nim, który jest fundamentem naszego życia i naszej wiary. Nie są przyzwyczajeni do kościelnego języka – nie są w kontakcie z nauką Kościoła. Być może nigdy nie postawili nogi w kościele.
Ich kościoły są w klubach i barach, a ich praktyka sakramentalna została zwichnięta i składa się z chwil detoksu. Są genialnymi ludźmi, przepełnionymi bólem i cierpieniem. To właśnie są ludzie z marginesu, którzy popełnili błędy lub pochodzą z domów, w których zostali złamani przez takie błędy.
W kontekście naszej wiary i nauczania kościoła nie wypadają może tak dobrze jak nasi praktykujący przyjaciele. Jak napisał św. Paweł: “A ja nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie. Mleko wam dałem, a nie pokarm stały, boście byli niemocni; zresztą i nadal nie jesteście mocni. Ciągle przecież jeszcze jesteście cieleśni. Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?”
Ewangelizacja mieści w sobie miłość Boga i miłość bliźniego. Nasze poznanie wiary i tajemnic Boga ma na celu wspieranie naszej pracy ewangelizacyjnej, a nie jej utrudnianie. Ponadto zbyt często znajduje się w naszych wspólnotach duch triumfalizmu i niszczy owoce. Nie możemy wyglądać jak król spoglądający z góry na swoje sługi, lecz jak Chrystus, Bóg-Człowiek, który patrzy na swoje stworzenie z przyjaźnią i zrozumieniem. Jego słowa nie są wyniosłe lub przytłaczające Jego nieskończoną mądrością. Jego zachowanie nie wymaga rozeznania wyedukowanego Żyda czy rabina. On jest z ludźmi i dla ludzi. Nie znaleziono go z faryzeuszami, ale raczej z zagubionymi, załamanymi i uciskanymi.
Ja, niedoskonałe naczynie, poszukuję życia zgodnego z misją Jezusa ze wszystkimi swoimi siłami i darami. Muzyka, którą tworzę, jest moją pasją. Staram się zanurzyć w tej samej społeczności, która mnie uformowała, na dobre i na złe. Chcę obcować z tą społecznością i być jej częścią. Bez wyrzekania się moralnej i teologicznej doktryny, bez wyrzekania się Ewangelii Chrystusa. Moim celem nie jest ukryty zamiar nawracania, ale solidarność z cierpiącymi i będącymi na marginesie. Niech Bóg przyświeca temu przedsięwzięciu. Może nasza wierność obudzi w nas głębokie pragnienie, by kochać ludzi wokół nas, przede wszystkim tych, których Bóg nam powierzył.
– Nico Santana