separateurCreated with Sketch.

Jesteś sfrustrowanym rodzicem? Oto kilka rad dla Ciebie!

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Rodzicielstwo nie jest dla mięczaków. Ale każdy może mieć czasem dość, tym bardziej, że bycie rodzicem to nieustająca orka, 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Przeczytaj, zanim wybiegniesz z domu trzaskając drzwiami. Rodzice w reklamach, na Instagramie są zawsze uśmiechnięci. Pięknie ubrani, pachnący i zadbani. Popijają kawę, w ręku mają książkę, która warto znać na potrzeby small-talku ze znajomymi.

Rzeczywistość odbiega od kolorowych obrazków. Prawda jest taka, że nie zawsze chce Ci się śmiać, a czasami po prostu masz ochotę walnąć pięścią w ścianę albo się rozpłakać. Twoje ubrania, nawet te „wyjściowe” bywają udekorowane plamami z jaglanki, pachniesz dziecięcym moczem (albo innym płynem ustrojowym), kawę pijesz w pośpiechu, zwykle zimną, już dawno nie wiesz, co znajduje się obecnie na liście modnych lektur, a small-talki prowadzisz jedynie w dziecięcym języku. (Czytaj tekst Natalii Białobrzeskiej o tym, jak próbujemy dorównać instagramowym mamom)

Jeśli tak jest, to znak, że musisz nieco odpocząć, złapać wiatru w żagle, żeby nie zwariować. Ale, jak się domyślasz, jednorazowy powiew świeżości szybko się wyczerpuje. Na dłuższą metę warto zastanowić się nad wprowadzeniem w życiu kilku prostych zasad. W końcu, szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dzieci.

Trzy zasady proponuje Steve Austin, młody mąż i ojciec, amerykański pisarz, bloger i fotograf, a także pastor i lider wspólnoty uwielbieniowej. Austin przyznaje, że ze względu na ogromne zaangażowanie w pracy zawodowej oraz w Kościele, zaczął zaniedbywać swoją żonę i dziecko. Szczerze wyznaje, że podczas gdy jego żona nocami leżała w łóżku obok oczekując bliskości, głębokiej rozmowy, uczucia, on był nieobecny – podłączony do iPhone’a, planujący następne spotkanie wspólnoty. (Czytaj tekst Błażeja Kmiecia o „dorosłych dzieciach katolików”)

Pracoholizm Austina doprowadził go do samobójczej próby. To przewartościowało wiele w jego życiu i rodzicielstwie. Zrozumiał, że nie ma nic złego w tym, że czasem po prostu wyłącza telefon, aby być wyłącznie z bliskimi, którzy pragną jego miłości i zainteresowania. Oto trzy sposoby, które zmieniły jego myślenie o rodzicielstwie.

  1. Daj sobie przestrzeń do złapania oddechu

Odpoczynek jest potrzebny każdemu, to oczywiste. Ale czy wpadłeś na pomysł, że od bycia rodzicem też trzeba czasem odpocząć, choćby przez 2-3 godziny? Dla mnie, mamy niespełna rocznego bobaska, niezwykle cenne są momenty, w których mogę na trochę wyjść z domu, pobyć sama ze swoimi myślami albo też nie myśleć zupełnie o niczym.

Pomyśl o stworzeniu takiej przestrzeni, może wydzielenia w domu, choćby niewielkiego kąta, który będzie tylko dla Ciebie, w którym nie będziesz potykać się o koparki i pociągi, a klocki nie będą wchodziły Ci w tyłek. Mam też na myśli przestrzeń nie tylko w materialnym sensie – może umów się z małżonkiem, że od godz. 19 do 21 jest Twoje „okienko”, w którym możesz pobiegać, iść na shopping albo na kawę podczas gdy bobas jest bezpieczny i zaopiekowany. Także całej Twojej rodzinie potrzeba czasu, kiedy wyłączacie telefony i jesteście tylko ze sobą – wspólnie gotujecie, jecie, gracie w planszówki, whatever. Chodzi o bycie, które jest niezbędne do zbudowania więzi i bliskości.

  1. Celebruj chwilę!

Czasem wydaje nam się, że świętować to można wielkie, spektakularne sprawy, doniosłe rocznice, milowe kroki w życiu alko karierze. Nic bardziej błędnego! Wiesz, ile radości może być w celebrowaniu takich „drobiazgów”, jak pyszna kolacja z rodziną, zabawa z dziećmi czy mały sukces w pracy? Znam małżeństwa, które świętują nie tylko rocznice ślubu, ale też i miesięcznice, rocznice poznania się i inne podobne drobniejsze święta. Każda okazja jest dobra!

Co więcej, warto też cieszyć się z tego, co nam nie wyszło i traktować to, jako lekcja na przyszłość. Szukać w tych sytuacjach dobra tak, jak staramy się szukać go w ludziach, z którymi spotykamy się na co dzień.

  1. Pamiętaj: trudności nie definiują Cię

Trudne chwile nie trwają wiecznie. To, że Twoje dziecko od tygodnia budzi się z płaczem w środku nocy, bo ząbkuje, wkrótce będzie przeszłością. Podobnie jak to, że dziesiąty dzień próbujesz nauczyć go samodzielnego jedzenia, a ono robi z pieczołowicie gotowaną na parze marchewką wszystko, tylko nie wkłada jej do paszczy. W pewnym momencie mojego macierzyńskiego non fiction, po którymś z kolei dojściu do ściany (za każdą ścianą jest kolejna!) zrozumiałam, że trudności w końcu mijają. Co więcej, moje porażki nie są mną. Nie sprawiają, że jestem gorszym człowiekiem, złą mamą, niedobrą żoną tylko dlatego, że coś kolejny raz mi nie wyszło.

Do zasad zaproponowanych przez Austina warto dorzucić jeszcze trzy, które wydają się całkiem istotne.

  1. Ustaw dobrze priorytety

Lubię planować. Moim nieodłącznym atrybutem jest kalendarz, w którym notuję wszystkie spotkania, rocznice, tematy tekstów. Robię to nie tylko dlatego, że w macierzyńsko-pracowniczym kołowrotku łatwo zapomnieć o czymś ważnym. Robię to także dlatego, że planowanie to dla mnie taka namiastka trzymania rzeczywistości pod kontrolą. Nieco naiwnie łudzę się, że jak coś sobie zapiszę, to po prostu to zrobię i nic nie stanie mi na przeszkodzie. Niestety, nie mam jeszcze mocy sprawczej nad całą rzeczywistością wokół, więc…

Spisywanie zadań i planów jest pomocne, o ile nie przywiązujesz się niewolniczo do tych notatek. I masz dobrze ustawione priorytety. Zrealizowanie projektu, oddanie tekstu do redakcji, deadline’y są mega ważne, ale jeśli marudzący bobas z glutami do pasa każe Ci zapomnieć o pracy, nie rwij włosów z głowy.

  1. Radź sobie ze złymi emocjami

Nie zawsze mamy dobry humor, to normalne. Tyle, że wciąż ktoś nam powtarza, nie złość się, nie denerwuj się, nie bój się. A przecież negatywne odczucia muszą znaleźć swoje ujście, inaczej będą w Tobie wzbierać, aż w końcu wybuchniesz niczym prawdziwa bomba zegarowa. Dla niektórych takim katalizatorem emocjonalnym jest wysiłek fizyczny (ćwiczenia, bieganie, taniec), dla innych gotowanie albo domowe porządki. Zamiast pozwalać na to, by złe emocje odbijały się na bliskich, spróbuj je wykorzystać jako silnik konkretnego działania. Będzie z tego większy pożytek, niż z warczenia na hałasujące dzieci. Żeby to jednak zrobić, trzeba umieć nazywać swoje emocje, szukać ich przyczyn.

  1. Śmiej się!

Last, but not least. Wydaje się najprostsze, ale sami dobrze wiemy, jak trudno uśmiechnąć się o 6:45 w korku długim jak tasiemiec. Albo po ciężkim dniu w pracy, kiedy Twoje maluchy domagają się spaceru, zabawy w piratów, gorącego kakao, czytania bajek i przytulasków. A najlepiej wszystko na raz. Śmianie się, także z samego siebie, swoich błędów pozwala nabrać zdrowego dystansu do spraw i… spojrzeć nieco łaskawszym okiem na otaczającą rzeczywistość.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.