Pewien rzymianin powiedział mi, że to obowiązkowa włoska tradycja, aby wziąć udział w Pielgrzymce do Siedmiu Kościołów. – W takim razie, który raz idziesz? – zapytałam. – Pierwszy – odpowiedział. Nie wiem więc, czy powinnam mu była ufać.
Okazuje się jednak, że znajomy rzymianin miał rację. Otóż historia pielgrzymowania do siedmiu bazylik w Rzymie zaczęła się jeszcze w XVI wieku za sprawą św. Filipa Neri i jego spotkań z mieszkańcami Wiecznego Miasta. Wędrówka, w której brali udział głównie młodzi ludzie, odbywała się najprawdopodobniej w czasie karnawału, aby uchronić młodych przed grzechem rozpustnej zabawy. Wydarzenie miało charakter pokutny, ale i edukacyjny – prowadzono bowiem rozmowy na temat Boga oraz duchowości.
Postanowiłam zatem sprawdzić, jak to jest. Choć nie w karnawale i z małą pomocą transportu miejskiego, aby zdążyć na spotkanie z papieżem. Ale udało się – jeden dzień, prawie 20 kilometrów, marsz wśród ludzi, ulicami Rzymu.
Pielgrzymowanie w międzynarodowej grupie katolików zaczęliśmy od mszy świętej w bazylice św. Pawła za Murami. Jeszcze rześcy o poranku, podziwialiśmy złote zdobienia kościoła i oglądaliśmy portrety dotychczasowych papieży, które biegną wzdłuż sufitu. Pozostało tylko kilka wolnych miejsc – jak szybko się zapełnią i co będzie, gdy ich zabraknie?
Kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę, zaczęły się rozmowy, najpierw między znajomymi, potem nawet udało się zintegrować nowe osoby w grupie. Niektórzy z nas podejmowali też prywatną modlitwę. Drugim kościołem na naszej trasie była bazylika św. Sebastiana za Murami. Świątynia wzniesiona jest na katakumbach św. Sebastiana, męczennika, który zdołał przeżyć przeszycie strzałami, by potem zginąć zatłuczony pałkami na polecenie cesarza Dioklecjana. Tutaj akurat trafiliśmy na ostatnie przygotowania przed ceremonią ślubną.
Następnym celem stała się bazylika św. Jana na Lateranie, katedra samego papieża. Choć wszyscy w głowie mieli tylko jedno („zjeść lunch!”), podziwialiśmy monumentalne posągi autorstwa uczniów Berniniego, przedstawiające 12 apostołów. A mnie interesowało, dlaczego ludzie rzucają pieniądze pod płytę nagrobną Marcina V, znajdującą się przed ołtarzem bazyliki (odpowiedzi nie poznałam).
Czwarty kościół naszej pielgrzymki zrobił na mnie wrażenie nie ze względu na architekturę, ale na relikwie, które się w nim znajdują. Bazylika św. Krzyża Jerozolimskiego stała się sakralną przestrzenią otaczającą fragmenty krzyża Chrystusa oraz tabliczki znad głowy ukrzyżowanego Jezusa. Samo przebywanie w obecności „świadków męki Syna Bożego” stało się dla wielu uczestników powodem do głębokiego skupienia.
Dalej do bazyliki św. Wawrzyńca za Murami maszerowaliśmy w milczeniu, mając tym samym sposobność do wyciszenia i osobistej modlitwy. Surowe, pozbawione zbyt licznych zdobień wnętrze kościoła skrywa pamiątkę z VI wieku – mozaikę przedstawiającą świętych i Chrystusa zasiadającego na kuli ziemskiej. Bazylika mieści się obok Cimitero del Verano – rozległego XIX-wiecznego cmentarza z zabytkowymi nagrobkami, na którym spoczywa m.in. Aleksander Gierymski.
Przedostatnia na naszej trasie była bazylika Matki Bożej Większej. Warto przypomnieć, że papież Franciszek tak ją sobie upodobał, że nawet pojawił się tu bez zapowiedzi dzień po konklawe, które powołało go na głowę Kościoła katolickiego. Trzeba przyznać, że ten wybór nie zaskakuje – świątynia zachwyca chociażby sufitem wykonanym w stylu renesansowym, a zdobionym złotem przywiezionym (podobno) z Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. To właśnie ten kościół zdobył najwięcej fanów wśród uczestników pielgrzymki, wygrywając z pozostałymi.
Po całym dniu pielgrzymowania dotarliśmy do naszego celu – na plac św. Piotra w Watykanie (siódmy, ostatni kościół to bazylika św. Piotra), gdzie razem z papieżem i innymi wiernymi odmówiliśmy różaniec. Rozpoczynaliśmy zatem i kończyliśmy doświadczenie Pielgrzymki do Siedmiu Kościołów modlitwą. Tu właśnie, w obecności Franciszka, czuło się moc wspólnoty oraz jedność wiernych. I choć na zwieńczenie tego pięknego, słonecznego dnia lunął na nas gwałtowny deszcz – warto było podjąć wędrówkę, chociażby dla kilku chwil skupienia, przyjaznej rozmowy z drugim człowiekiem i pięknych widoków po drodze.