Odkąd zmieniłam myślenie, moje życie stało się bardziej radosne i dla mnie i dla tych, którzy są wokół mnie, a ja nie “łapię doła” w kolejne urodziny i “że kolejny rok mija, a ja niczyja” – wyznaje Marta.Katarzyna Matusz: Jesteś piękna, atrakcyjna, radosna. Wyglądasz na szczęśliwą. Nie jesteś w związku, ale nie widzę w Tobie żadnego wyrzutu z tego powodu. Jak to się robi?
Marta (l. 36): Po pierwsze i podstawowe to jestem Córką Króla i to generuje postrzeganie mnie przez siebie samą i mam nadzieje innych, bo nie omieszkam im tego oznajmiać. Cieszę się swoją kobiecością i zawodem nauczyciela i wychowawcy, który lubię wykonywać, chociaż czasami wyzuwa mnie z wszelkiej energii życiowej. Jestem kobietą, z którą ludzie lubią spędzać czas i z którą ja też (coraz częściej, bo codziennie uczę się miłości do siebie i innych) lubię być. Oczywiście są chwile, kiedy siebie nie lubię, albo kiedy nie chce mi się iść do ludzi, ale wtedy właśnie przypominam sobie, że jestem Córką Króla. Daję sobie czas na “poużalanie” się nad sobą, potem strzepuję kurz i ruszam do boju.
Co jest Twoim celem, misją życiową?
Kochać i pokazywać sobą i swoim życiem, że Bóg jest dobry. Być żywą reklamą miłości Boga do człowieka. Być Jego narzędziem działania.
Co Ci daje szczęście?
Bycie z Bogiem, przebywanie na łonie natury. Dawanie siebie innym. Spędzanie czasu z rodziną i znajomymi. Śpiewanie, tańczenie, czytanie, poznawanie innych ludzi i tego co kryją w sobie.
Co jest najważniejsze w Twoich relacjach?
Otwartość na drugiego, szczerość, prawdomówność, branie odpowiedzialności za to co się mówi, obiecuje czy robi. Umiejętność przyznania się do błędu i przeproszenia. Chęć poznawania drugiego człowieka, słuchania go. Zależy mi też na tym, żebym w relacjach z innymi rozwijała się jako człowiek i żeby inni w kontakcie ze mną rozwijali się w swoim człowieczeństwie. Żeby relacja była źródłem radości, a nie bólu (chodzi mi o tkwienie w relacjach toksycznych).
Jakie talenty i dary odkryłaś w sobie, co rozwijasz?
Darem jest moje życie. Staram się postrzegać wszystko jako dar – ludzi, których spotykam, sytuacje, trudności. Zapytałam znajomych jakie dary i talenty we mnie widzą. Na pierwszy plan wysunęła się radość, którą we mnie dostrzegają i którą, jak mówią, zarażam innych. Jestem głęboko przekonana, że to nie jest coś, co sobie wypracowałam, tylko rzeczywiście dar dany mi z Góry, nad którego utrzymaniem oczywiście codziennie pracuję z lepszym bądź gorszym skutkiem. Rozwijam śpiewanie, taniec na zumbie, ale też na imprezach. Ostatnio byłam na zajęciach z oberka, ale okazało się, że mój błędnik tego nie zniósł i nie będzie kontynuacji. Mam talent do zajmowania się dziećmi. Kiedyś byłam wolontariuszką. Teraz spełniam się w kontakcie z bratanicami, bratankami i dziećmi znajomych. Lubię słuchać ludzi, jestem otwarta i empatyczna, buduję głębokie i trwałe relacje – takie dary jeszcze wyszczególnili znajomi.
Gdzie spędzasz wolny czas?
Ze znajomymi głównie chyba rozmawiamy i jemy (śmiech), po prostu jesteśmy ze sobą. Korzystamy z uroków życia. Chodzimy do kina, teatru, na koncerty, tańce, wystawiamy przedstawienia dla dzieci, pomagamy ludziom potrzebującym, uwielbiamy Boga. Staram się każdego dnia być otwarta na to, co On przede mną postawi i dzień przeżyć według Jego planu. Jeśli to, co sobie zaplanuję nie wyjdzie, próbuję nie psioczyć i nie załamywać rąk tylko “brać” zaistniałą sytuację i iść dalej.
Kiedy wybrałaś takie życie i dlaczego jesteś singielką?
Jestem singielką, bo do tej pory nie spotkałam na swojej drodze mężczyzny, który miałby taki sam pomysł na życie jak ja i który chciałby to życie spędzić ze mną. W tym sensie to jest mój wybór – że nie jestem z kimś po prostu po to, żeby nie być sama. Chciałabym być żoną i jestem otwarta na propozycje. Zauważam jednak, że mężczyznom brakuje odwagi w wyjściu z inicjatywą. I tu znowu mój wybór jest w tym, że nie chcę wchodzić w ich rolę i wolę by sama niż biegać sfrustrowana za mężczyznami prosząc, żeby się ze mną umówili.
Jaka jest zatem recepta na dobre życie w pojedynkę?
Jestem daleka od dawania recept. Myślę jednak, że jeżeli nie mamy wpływu na to, że żyjemy w pojedynkę (a chcielibyśmy jednak przynajmniej w duecie) to ważne jest, żeby uczyć się cieszenia swoim życiem takim, jakie ono jest dzisiaj, a nie upatrywać szczęścia w tym czego nie mamy (patrz mąż, dzieci itp). Drugą rzeczą jest to, żeby dawać to życie innym, bo do tego zostaliśmy powołani i to daje nam radość. Takie jest moje doświadczenie. Odkąd zmieniłam myślenie w tym temacie moje życie stało się bardziej radosne i dla mnie i dla tych, którzy są wokół mnie, a ja nie “łapię doła” w kolejne urodziny ” i że kolejny rok mija, a ja niczyja”.