Lekarz powiedział Ani, że nie będzie mieć dzieci. A mimo to, wypisał leki. Nieskuteczne. Zaczęła leczenie napro. Zdiagnozowano kilka schorzeń, ale dziecka nadal nie było. Kobieta zrobiła przerwę i… zaszła w ciążę.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ania, zapraszając mnie na wywiad do swojego domu, zastrzegła od razu, że szaleje w nim „głośne napro-dziecko”. Jak się przekonałam, dwuletni Tomek to rzeczywiście żywe srebro. Ma pokój z mnóstwem zabawek i kanarkiem Maćkiem, ale jest tak energiczny, że pełno go w całym mieszkaniu. Aż trudno uwierzyć, że droga do jego narodzin była dość długa.
Diagnoza: nie ma owulacji
„Starania o dziecko zaczęliśmy pół roku po ślubie” – zaczyna opowieść Wojtek. „Miałam tak długie cykle, że myśleliśmy, że od razu zaszłam w ciążę. Ale nie mieliśmy tyle szczęścia” – dodaje Ania.
Kobieta poszła więc do ginekologa w przychodni, do której przypisana była jej ówczesna praca. Ten skierował ją od razu do kliniki uniwersyteckiej na endokrynologię. „Leżałam tam trzy dni, zrobiono mi mnóstwo badań. Kilka dni później przyszłam na konsultacje. Poczułam się wtedy taka malutka i bez znaczenia. Kolejny przypadek z kolejki. Po drugiej stronie lekarz z tytułem, ci wszyscy studenci. Profesor powiedział mi wprost, że nie będę miała dzieci, bo nie mam w ogóle owulacji. To było trudne” – wspomina moja rozmówczyni.
Pomimo takiej diagnozy lekarz zalecił próby wywołania jajeczkowania. Ania poszła po leki do polecanego ginekologa. Wojtek wspomina: „Byliśmy u niego raz. Ania nie była zadowolona z tej wizyty. Był bardzo zdawkowy”. Ograniczył się jedynie do wypisania leków i kazał próbować. Tabletki nie dały żadnego efektu i młodzi małżonkowie powoli zaczęli godzić się z tym, że nie będą mieli własnych dzieci.
Jajniki jak kiście winogron
Znajomi pary także mieli problemy z poczęciem, jednak urodziło im się dziecko. Wiosną 2012 roku Ania zdobyła się na odwagę, by zapytać ich: „Jak to się stało, że macie Jaśka?”. Po raz pierwszy usłyszała wtedy o naprotechnologii. Bardzo szybko znalazła instruktorkę Modelu Creighton, ale na wizytę u lekarza trzeba było poczekać. Miał bardzo napięty grafik. „Kiedy już zaczęliśmy leczenie, zdarzało się, że wchodziliśmy na wizytę sporo po północy” – wspomina Wojtek.
Pierwsza wizyta trwała ponad dwie godziny. Zebrany został bardzo dokładny wywiad, lekarz wziął też pod uwagę wszystkie dotychczasowe badania. Potwierdził diagnozę zaawansowanych policystycznych jajników. Niestety pojawiły się dodatkowe torbiele. Do ich powstania przyczyniły się wspomniane leki na wywołanie owulacji – były stosowane w niewłaściwym momencie cyklu. „Moje jajniki wyglądały na USG jak kiście winogron. Istniało ryzyko, że będzie konieczna operacja. Jednak doktor najpierw zaczął działać farmakologicznie” – opowiada Ania.
Oprócz PCO stwierdzono u niej także insuliooporność, niedobór wit. D, hiperprolaktynemię oraz nietolerancje pokarmowe. Przeszła na dietę bezmleczną i bezglutenową. Po niecałym roku leczenia pojawiło się lekkie znużenie terapią. Cykle zaczęły być coraz bardziej regularne, znikł PMS, ale wciąż nie dochodziło do poczęcia. „Jesienią 2013 roku dostałam świetną ofertę pracy. Bez konieczności uciążliwego dojeżdżania, o wiele lepiej płatną, w świetnym zespole, a przez to wszystko mniej stresującą”.
Zbawienna przerwa
“Wahaliśmy się, ale w końcu powiedzieliśmy doktorowi, że robimy przerwę, ponieważ zaczynam okres próbny w nowej firmie” – opowiada Ania. „Zapowiedzieliśmy jednak, że nadal żona będzie brała leki i stosowała dietę. Lekarz tylko się uśmiechnął i stwierdził, że przerwy bywają zbawienne” – uzupełnia Wojtek.
Okres próbny skończył się 29 stycznia i Ania podpisała umowę na czas ograniczony, a w lutym zaszła w ciążę. Trochę się stresowała, jak zareaguje jej nowy przełożony. Okazało się jednak, że szef tylko pogratulował. W jego rodzinie też był przypadek niepłodności, więc rozumiał sytuację.
Tomek urodził się przed końcem 37. tygodnia ciąży, siłami natury. Jest tak pełen energii, że jego rodzice – oboje spokojni introwertycy – zastanawiają się, po kim on to ma. Sugeruję żartem: „Może po lekarzu?”. Oboje wybuchają śmiechem. „Nasz doktor też jest flegmatyczny. Zresztą dzięki jego cierpliwości i dokładności Tomek jest na świecie. Teraz staramy się o rodzeństwo dla niego” – deklaruje Wojtek. Z całego serca życzę im powodzenia.