Jak chrześcijanie na świecie mogą przyczynić się do zakończenia konfliktu i budowania pokoju? Pielgrzymując do Ziemi Świętej.
Dorota Abdelmoula (KAI): Jedna z polskich kolęd zaczyna się słowami: „Dzisiaj w Betlejem wesoła nowina”. Księże Arcybiskupie, czy współczesne Betlejem wciąż jest miejscem radosnej nowiny?
Abp Pierbattista Pizzaballa: Codzienne życie jest tam trudne. Po pierwsze, maleje liczba chrześcijan i coraz trudniej jest utrzymać chrześcijański charakter tego miasta. Ponadto Betlejem cierpi z powodu rosnących napięć pomiędzy Izraelczykami i Palestyńczykami, z powodu wojny, której wynikiem jest m.in. utrata łączności z Jerozolimą – a ta łączność jest dla chrześcijan w Betlejem konieczna. Trwają napięcia międzyreligijne o podłożu ideologicznym, choć oczywiście nie wszędzie, bo są też przykłady dobrej współpracy. Na co dzień borykamy się z wieloma trudnościami, choć Boże Narodzenie jest zawsze czasem radosnym.
Te trudności dotyczą chrześcijan na terenie całej Ziemi Świętej? Jak wygląda codzienność tej wspólnoty, złożonej ze 130 tys. arabów i ok. 100 tys. obcokrajowców?
– Obcokrajowcy, to często m.in. Filipińczycy, Hindusi, Nigeryjczycy. Nie mieszkają na stałe w Ziemi Świętej, są tam ze względu na pracę. Ale są chrześcijanami i potrzebują sakramentów, opieki duszpasterskiej. Często żyją też w bardzo trudnych warunkach socjalnych – więc opieka nad nimi to nasz obowiązek. Pomimo trudności pobierają się, zakładają rodziny. Ich obecność to dla nas nowe wyzwanie.
Przed jakimi innymi wyzwaniami stoi dziś wspólnota chrześcijan w Ziemi Świętej?
– Bardzo zróżnicowanymi. Dla lokalnej wspólnoty wyzwaniem są próby budowania jedności, spadająca liczba wiernych, dbanie o dobre relacje z muzułmanami, coraz częstsze problemy rodzinne, np. rosnąca liczba separacji. Także sytuacja polityczna nie jest dla nich łatwa. Dla obcokrajowców natomiast, wyzwaniem jest często dążenie do życia w godziwych warunkach. Ponadto w Ziemi Świętej mamy 40 tys. uchodźców. Także w Jordanii, oprócz 7 mln Jordańczyków, mamy też 3 mln uchodźców z Syrii i Iraku: muzułmanów i wielu chrześcijan. To wszystko jest dla nas nowe. Oni nie tylko zmieniają statystyki, ale też otwierają przed nami nowe szanse i wyzwania.
Ksiądz Arcybiskup wierzy w pokój w Ziemi Świętej?
– Nie natychmiast. Pokoju się nie osiąga. Pokój się buduje. To wymaga czasu. Ale musimy zacząć nad nim pracować i o nim mówić.
Budowanie tego pokoju, to kwestia polityki, czy dialogu międzyreligijnego?
– Gdyby odłożyć politykę na bok, pokój byłby możliwy. Problem w tym, że na Bliskim Wschodzie życie polityczne i religijne są ze sobą wymieszane. Dlatego niemożliwe jest jakiekolwiek porozumienie i jakikolwiek konkretny, pozytywny w skutkach dialog. Patrząc realistycznie, nie sądzę, że możemy oczekiwać w najbliższym czasie czegoś nowego. Teraz jest czas na małe znaki: pracę u podstaw, wśród ludzi, w szkołach. Czas na formację i edukację. Może następne pokolenie będzie gotowe.
Czy te małe znaki są dziś widoczne?
– Oczywiście, że tak, jest ich wiele. Przede wszystkim wszystko to, co dzieje się teraz w Syrii i Iraku, łącznie z prześladowaniami – odnowiło relacje między chrześcijanami. Ustąpiły dawne napięcia, jesteśmy dużo bardziej zjednoczeni. Jest wiele znaków współpracy między chrześcijanami i to są wspaniałe znaki. Przykładem jest choćby prowadzony wspólnie remont Bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem – pierwszy od 600 lat. Powstaje także wiele szkół, programów, grup, lokalnych wspólnot. One starają się podejmować inicjatywy pokojowe z udziałem chrześcijan, żydów i muzułmanów, Palestyńczyków i Izraelczyków.
I jak przebiega ten dialog międzyreligijny?
– Jest bardzo trudny, gdyż jest połączony z polityką. W dialogu międzyreligijnym nie można uniknąć tematu konfliktu izraelsko-palestyńskiego i sytuacji Palestyńczyków. Ponadto, muzułmanie są Palestyńczykami, żydzi – Izraelczykami. Chrześcijanie są po obu stronach. Ten dialog naprawdę jest bardzo trudny.
A czy pomaga w wytłumaczeniu co jest istotą konfliktu w Ziemi Świętej?
– Tam dwa narody walczą o tę samą ziemię, której nie są w stanie podzielić. Dochodzą też dodatkowe kwestie: m.in. spór o Strefę Gazy, o osiedla żydowskie, o Jerozolimę, o uchodźców.
Jednak – jak mówił Ksiądz Arcybiskup – w Ziemi Świętej nie ma wojny, ale polityczny konflikt.
– Wojna, to czołgi i naloty bombowe. Tymczasem u nas trwa konflikt polityczny. Owszem, zdarzają się też okresy wojenne, jak m.in. ostatnio w Strefie Gazy, ale przede wszystkim jest to konflikt polityczny. Jego strony walczą przeciwko sobie, używając narzędzi administracyjnych: nie wydają przepustek, utrudniają przemieszczanie się, itd.
A jak chrześcijanie na świecie mogą przyczynić się do zakończenia konfliktu i zbudowania pokoju?
– Pielgrzymując do Ziemi Świętej. Pielgrzymowanie jest bardzo ważne. Poza tym należy mówić, informować o różnych kontekstach naszej rzeczywistości. Należy wspierać projekty, zwłaszcza te, prowadzone przez Kościół. Zapewniam, że pielgrzymowanie jest bezpieczne, całkowicie. Pielgrzymi nie mają powodów do obaw. Przede wszystkim jednak, chrześcijanie powinni patrzeć na te tereny, jako ziemię naszego Odkupienia, do której z chęcią pielgrzymują.
A wyznawcy innych religii?
– Ta ziemia jest ważna, wręcz niezbędna dla przedstawicieli trzech wielkich religii. Ale my patrzymy na nią jako chrześcijanie: dla nas to ziemia, która jest świadkiem historii Objawienia.
Pamiętają o tym np. Polacy, którzy są drugim narodem najczęściej pielgrzymującym do Ziemi Świętej.
– Polski Kościół to ważna część panoramy i życia Kościoła w Jerozolimie, którego członkowie są nie tylko arabami, ale przedstawicielami wielu narodowości. Polska obecność jest elementem tej tradycji: wiele osób mówi po polsku, są polskie szkoły, inicjatywy, wielu polskich duchownych, osoby konsekrowane, pielgrzymi… . Polska jest częścią tożsamości jerozolimskiego Kościoła.