Nieuleczalnie chorzy, nadwrażliwi, niebezpieczni. Czy te stereotypy mówią prawdę o osobach chorych psychicznie?
1. „Skoro to choroba psychiczna, wyleczysz się z niej sam”
Nie wiem, skąd to się bierze (może ktoś z Państwa mi podpowie), ale w naszym społeczeństwie choroby psychicznie traktuje się wyjątkowo lajtowo. Podczas gdy żółtaczki, nowotwory i zwyrodnienia kości to już prawie wyrok śmierci – schizofrenia, depresja, nerwice czy zaburzenia afektywne dwubiegunowe zdają się tak błahe jak lekki jesienny katar.
Do dziś pamiętam, jak tułająca się miesiącami od szpitala do szpitala koleżanka, oznajmiła w końcu znajomym, że zdiagnozowano u niej depresję. Ci, którzy zmartwieni wcześniej okrutnie, przywiedli do niej księdza ze świętym namaszczeniem, teraz przybili sobie piątki, odetchnęli z ulgą i podsumowali: „zjesz czekoladę, pobiegasz trochę – i ci przejdzie”.
Być może winę za takie bagatelizowanie ponosi język, w którym depresją zwykliśmy nazywać kilkudniowy stan jesiennej chandry, a schizofrenicznie czujemy się, kiedy na jakiś temat mamy ambiwalentne zdanie (podczas gdy schizofrenia to o stokroć bardziej złożone schorzenie niż określane potocznie tym hasłem rozdwojenie jaźni!)
Usuwanie schorzenia psychicznego za pomocą silnej woli może jednak przynieść taki sam efekt jak wpływanie pozytywnym myśleniem na guza mózgu czy rozhuśtane hormony tarczycy. Wszystkie z wymienionych dolegliwości to choroby, którą należy zwalczać przy pomocy dobrych, uzbrojonych w odpowiednie narzędzia specjalistów. Sugerowanie osobie chorej, że się użala i wyolbrzymia, jest jedną z większych przeszkód, jaką możemy postawić na jej drodze do wyzdrowienia.
Ludzie rozpowszechniający powyższy mit, często twierdzą również, że skoro choroba tkwi w psychice, ból fizyczny, na który uskarża się pacjent, jest wyimaginowany – że pacjent go nie czuje. Jest wręcz odwrotnie. Bóle wywołane przez lęki czy napięcie potrafią być silne tak samo, jak te spowodowane przez widoczny czynnik fizjologiczny. Naśmiewanie się więc z hipochondryka, żeby przestał narzekać, bo wcale nic mu nie dolega – jest zachowaniem grubiańskim i wyjątkowo bezlitosnym, a w pacjencie może potęgować dolegliwości. Wszak nic nie odbiera wiary w wyzdrowienie tak bardzo jak przeświadczenie, że nikt dookoła nie potrafi nam pomóc.
2. „Choroby psychiczne są nieuleczalne”
Skrajnie przeciwstawnym do powyższego jest mit o tym, że chorób psychicznych nie da się wyleczyć. Piewcy takiej tezy mają szczególne tendencje do marginalizowania osób chorych – wydaje im się, że choroba psychiczna to łatka przypięta raz i na dobre, a więc osoba posiadająca obecnie jakieś ograniczenia w pewnych sferach życia, będzie je miała już zawsze – nie ma potencjału do zmiany.
To wszystko to wierutne bzdury. Przy dzisiejszym poziomie wiedzy w zakresie psychologii i psychiatrii istnieje mnóstwo sposobów na całkowite wyleczenie – najgorsze, to dać sobie wmówić, że ten ciężar będziemy dźwigać już zawsze.
Niektóre z chorób psychicznych faktycznie mają tendencje do nawrotów, ale człowiek potrafiący już reagować na to, co podpowiadają mu ciało i emocje, ma już względnie dużą nad nimi kontrolę (dlatego tak ważne jest chodzenie na terapię, której to zamierzam niebawem poświęcić osobny artykuł). Często do wznowienia się choroby nigdy już nie dochodzi.
Read more:
Dawid Ogrodnik: To nie wstyd przyznać, że walczy się z depresją
3. „Choroby psychiczne nie dotyczą ciała”
Z poprzednich akapitów mogli się już Państwo dowiedzieć, że to nieprawda.
Kiedy choruje głowa, z systemu naczyń połączonych nie da się wyłączyć całej reszty. Choroby psychiczne to częste obciążenie dla większości układów – bo cierpią nie tylko nerwy. Pojawiają się bóle, osłabienie, niska odporność, zawroty głowy, zaburzenia odżywania– dokuczać może dosłownie wszystko. Trudno byłoby w tym krótkim tekście omówić te wszystkie zależności – zwłaszcza, że ile pacjentów, tyle nowych reakcji somatycznych na cierpienie psychiczne. Warto jednak wspomnieć o nich, kiedy leżącego w łóżku przyjaciela zechcemy wyciągnąć na poranny jogging, bo to przecież ”tak dobrze działa na psychikę”.
4. „Chorzy psychicznie są niebezpieczni”
Za to przekonanie odpowiedzialność w znacznym stopniu ponoszą scenarzyści polskich seriali, którzy większości osób chorych psychicznie z miejsca nadają demoniczne rysy. Człowiek, który podpala domy sąsiadom, czy bez pardonu wjeżdża w przystanek pełen ludzi, nazwany jest później psychopatą lub chorym psychicznie (słowa te w dodatku stosowane są w takich okolicznościach wymiennie!),po czym zamknięty zostaje w szpitalu i ślad po nim ginie, a bohaterowie mogą odetchnąć z ulgą, bo szaleniec już im nie zagraża. W ślad za popkulturą idą natychmiast media informacyjne, podając chociażby, że samobójca, który wraz z sobą pociągnął do grobu trzysta Bogu ducha winnych ludzi, „leczył się psychiatrycznie i miał depresję”. To wszak powinno – ich zdaniem – wszystko wyjaśniać.
Widz upojony takimi obrazkami, gdy następnego dnia słyszy, że koleżanka z pracy korzysta z pomocy psychoterapeuty, sam wpada w absurdalne lęki i odpowiednio się do koleżanki dystansuje.
Nie ma jednak podstaw, żeby twierdzić, że chorzy psychicznie zagrażają otoczeniu bardziej niż inni ludzie (statystyki takich teorii nie potwierdzają). Jeśli mają być dla kogoś niebezpieczni, to najczęściej… dla samych siebie. Dużo chorób psychicznych kończy się śmiercią, bo te okropne zmagania z samym sobą często prowadzą do samobójstwa. Człowiek zamknięty sam na sam ze swoimi lękami i bólem dużo bardziej potrzebuje pozwolenia na życie w społeczeństwie, niż krzywdzącego uciekania przed nim, bo a nuż zrobi komuś krzywdę.
5. „Antydepresant to tabletka szczęścia”
Tego też można się dowiedzieć z polskich telenowel. Bohaterka, która przed chwilą chorowała na depresję, za moment odstawia leki, bo „poczuła, że jest już lepiej”. Tymczasem gdyby w rzeczywistości tak lekko potraktowała tego typu specyfiki, mogłaby się narazić na spore niebezpieczeństwo.
Substancje psychoaktywne to nie jest bowiem gaz rozweselający, aplikowany dzieciom, żeby nie bały się dentysty. Przepisywane wyłącznie przez lekarza psychiatrę podaje się je w stopniowo coraz większych dawkach i w ten sam sposób się je odstawia, żeby nie wywołać szoku w przyzwyczajonym do substancji organizmie. Antydepresanty (które zresztą wbrew nazwie zażywają nie tylko osoby chore na depresję) zaczynają działać najwcześniej po dwóch tygodniach działania, często wywołują silne skutki uboczne, a czasem potrzeba nawet wielu miesięcy, żeby lekarz dobrał lek, który dobrze zadziała na konkretnego pacjenta. Trzeba więc dużo siły, wiary i samozaparcia, żeby w takim leczeniu wytrwać. Znajomi codziennie dopytujący chorego, kiedy wreszcie wstanie z łóżka i pójdzie z nimi na piwo, bo „ile można chorować” – niekoniecznie będą w tej chwili pomocni.
6. „Psychicznie chorują osoby słabe”
O rzeczywistych przyczynach chorób psychicznych można przeczytać wiele w właściwych sobie źródłach. Dużo mówi się o ich podłożu endogennym i egzogennym, dużo o niewłaściwej chemii mózgu, o niedoskonałym zwrotnym wychwycie odpowiednich substancji, czy nawet że niektóre choroby duszy zaczynają się w jelitach. Do mnie wciąż dociera jednak inna teoria. Powtarzają ją ci, którzy na osobę na przykład z depresją zwykli patrzeć jak na pogubioną sierotkę bez charakteru. Że żeby zachorować, trzeba być słabym. Trzeba być skrajnie nieudolnym w dziedzinie radzenia sobie z życiem.
Zapytacie: mit? Moim zdaniem tak. Choroby tego typu dopadają ludzi znienacka, zwykle jeśli ci przez wiele lat radzili sobie świetnie z ciężarem emocjonalnym, który w sobie nosili. Są wówczas zazwyczaj w szoku, bronią się przed wizytą u psychologa, wstydzą się przyznać, że nie podołali – przecież byli pogodni, silni, nie przejmowali się niepowodzeniami, gnali wciąż do przodu. Często jednak okazuje się, że dopiero podjęcie leczenia przynosi prawdziwą ulgę. Przyznanie sobie i innym, że nawet gdy jest się silnym, trzeba sobie dać prawo do smutku, strachu i odpoczynku.
Read more:
Depresja: jak nakłonić współmałżonka, by podjął leczenie?
Read more:
10 rzeczy, które możesz zrobić dla bliskiego z depresją