W pierwszą niedzielę po mojej 18-tce tata, wbrew protestom mamy, poczęstował mnie nalewką. A później zaprosił do wspólnego odmawiania różańca. Poczułem, że dorosłem.„Synu, jesteś już dorosły” – mimo protestów mamy tata sięgnął do barku po butelkę. „Możemy to uczcić jak dorośli” – mimo dalszych protestów mamy, tata napełnił dwa kryształowe kieliszki, po czym wypiliśmy domowy trunek. „A teraz chodź ze mną na różaniec”.
Definicja dojrzałości
Taki krótki dramat (w sensie gatunku literackiego) rozegrał się w moim domu tuż po obiedzie, w pierwszą niedzielę po moich osiemnastych urodzinach. W tym dniu doświadczyłem dwóch ważnych wydarzeń, za które dziękuje mojemu tacie, a które wywarły niemały wpływ na moje życie.
Częstując mnie nalewką tata potraktował mnie w końcu jak dorosłego, symbolicznie wprowadził mnie w dorosłość. W tej krótkiej sztuce tata zagrał swoją rolę wyśmienicie. Dzisiaj mam wrażenie, że ten drugi akt nie byłby tak owocny w skutkach bez pierwszego. Tego dnia poszliśmy razem modlić się na różańcu, wśród innych dwunastu czy trzynastu mężczyzn, którym bliżej było sześćdziesiątki niż osiemnastki. Mężczyzn dojrzałych, jak mój tata i… ja.
Wszystkich, którzy modlą się na różańcu w ramach Róż Różańcowych, łączy jedno: RÓŻANIEC. Dojrzałości prawdziwego mężczyzny-chrześcijanina nie powinna definiować ilość wypitych kieliszków, ale odwaga i wytrwałość w codziennej modlitwie różańcowej. Taka moja teza, trochę wywrotna, trochę dziwna, trochę niepasująca do dzisiejszych czasów.
Różaniec wymaga odwagi
Myślę o tym co miesiąc, patrząc na mężczyzn, z którymi modlę się na różańcu, z którymi wymieniam się tajemnicami, którzy po modlitwie opowiadają co w pracy, co gdzie budują, kto z kim w piłkę wygrał, jak tam polska kadra w skokach. Traktują różaniec jako element tego, co definiuje ich męskość obok innych męskich zainteresowań czy skłonności.
Dziś mija kilkanaście lat od tej pamiętnej niedzieli po moich osiemnastych urodzinach. Nie żałuję żadnej minuty spędzonej na różańcu. Różańcem zaraziłem żonę. Czasem modlimy się razem. Wspólna modlitwa daje dobre owoce w życiu. Bardzo dobre! Na początku było ciężko, jakoś tak dziwnie, że co, że razem? Ale jak? Ale z czasem przezwyciężyliśmy wszelkie bariery. Zbliżyliśmy się przez to do siebie.
Jest październik. Każdy wie, że to miesiąc Maryi. Miesiąc Różańca. Pamiętaj, różaniec to męskość. Pamiętaj, wspólny Różaniec zbliża. Nawet jeśli wydaje Ci się, że jesteś ze współmałżonkiem tak blisko, że bardziej się nie da, to zacznijcie odmawiać różaniec, zrozumiecie o co mi chodzi.
Bez barier
Zacząć można w domu, raz w tygodniu, jedną dziesiątkę. Później dwa razy w tygodniu, co dwa dni, aż w końcu okaże się, że da się to robić codziennie. Najczęściej wieczorem. Ale jak się idzie na spotkanie ze znajomymi też można, albo w drodze do pracy, szkoły, w autobusie, pociągu. Nie zajmuje to dużo czasu. Może pięć, sześć minut. Aż w końcu zaczynasz zastanawiać się, czemu nie zapisać się do Róż Różańcowych. Odmładzajmy te piękne zwyczaje spotykania się raz w miesiącu w domu. Wymieniajmy się tajemnicami.
Nie ma barier wiekowych. Kontynuujmy tradycję naszych ojców, dziadków, sąsiadów albo lepiej – stwórzmy taką tradycję, aby nasi synowie, córki, wnuki mogli ją kontynuować. Wystarczy jedna dziesiątka dziennie, a świat wydaje się jakiś taki lepszy.