Eksperyment więzienny przeprowadzony przez prof. Zimbardo pokazuje jak łatwo wpaść w sidła zła. Aby ich uniknąć zawsze należy pamiętać o szacunku dla innych ludzi.Codziennie walczymy ze swoimi słabościami. Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew oraz lenistwo – czyli „Siedem grzechów głównych” – to podstawowe pułapki, w które możemy wpaść każdego dnia. I często w nie wpadamy. Następnie, świadomi swoich słabości, mozolnie pracujemy nad poprawą. Chcemy być lepszymi ludźmi. Dostrzegamy naszą grzeszność i pracujemy nad jej eliminacją, lub chociaż minimalizacją.
Prawdziwy problem może się jednak pojawić w momencie, gdy zabraknie nam świadomości, że czynimy zło. Krzywdzimy innych, nie mając przy tym wyrzutów sumienia. Co więcej, zaczynamy czerpać z tego satysfakcję, a po pewnym czasie puszczają już nam wszelkie hamulce i w imię „dobrej sprawy” jesteśmy zdolni do czynienia okropnych rzeczy. Zaczyna dominować u nas pogarda i nienawiść.
Abstrakcja? Tak myślało też kilkudziesięciu studentów z Uniwersytetu Stanford w USA, którzy w latach 70’ brali udział w eksperymencie przygotowanym przez tamtejszych psychologów pod kierownictwem prof. Philipa Zimbardo.
Strażnicy i więźniowie
O co chodziło w przywołanym eksperymencie? Zespół psychologów zamieścił ogłoszenie na Uniwersytecie Stanford, że potrzebuje ochotników do udziału w eksperymencie więziennym, który będzie trwał dwa tygodnie i za każdy dzień student będzie otrzymywał 15 dolarów. Chętnych nie brakowało.
Do eksperymentu wybrano ochotników w pełni zdrowych: fizycznie i psychicznie. Następnie podzielono ich na dwie grupy: jedni zostali strażnikami więzienia, a drudzy jego więźniami. Na więzienie przerobiono część uniwersyteckiego budynku.
Kwalifikacja do tych grup była losowa. Jednak strażnikom powiedziano, że dostali się do niej dzięki predyspozycjom psychologicznym. Dodatkowo, aby wzmocnić ich autorytet, otrzymali oni mundury i inne atrybuty dające poczucie władzy. Strażnicy dostali wolną rękę w prowadzeniu więzienia. Nie mogli jedynie bić i torturować więźniów.
Z kolei więźniowie zostali pozbawieni swoich ubrań oraz imion. Zamiast tego musieli nosić długie, białe koszule oraz każdy z nich stał się jedynie numerem (nie było nazwisk, tylko każdy musiał się przedstawiać jako numer, np. 8612). Dodatkowo na nogach nosili łańcuchy, jako symbol swojego niskiego statusu.
Ten prosty zabieg – danie jednym władzy i autorytetu struktury oraz dehumanizacja i pozbawienie indywidualności drugich – doprowadził do przerażających sytuacji. Studenci, na co dzień koledzy z prestiżowego uniwersytetu, bardzo szybko weszli w rolę oprawców (strażnicy) oraz ofiar (więźniowie). Co gorsza, część strażników zaczęła czerpać radość z upokarzania, a więźniowie tracili poczucie własnej wartości i szacunku do siebie.
Jak do tego doszło? Profesor Zimbardo twierdzi, że gdy nie czujemy się za coś odpowiedzialni (tylko działamy w ramach struktur i regulaminów) „dobrzy ludzie są w stanie czynić zło”. Otoczenie, w którym przebywamy ma więc na nas ogromny wpływ.
Aby dobrzy ludzie czynili… dobro
Po co w ogóle wspominać o tym eksperymencie odsłaniającym ciemną stronę ludzkiej natury? Chyba głównym powodem jest przestroga prof. Zimbardo dotycząca tego, że dobrzy ludzie mogą z łatwością (choć nie są tego świadomi) czynić zło. I dlatego należy zachować czujność. Zarówno w życiu zawodowym (w każdym powinno się widzieć konkretnego człowieka, a nie tylko kolejnego klienta, ucznia, pacjenta czy jedynie numer PESEL), jak i prywatnym. Tak łatwo jest przecież rozpalić w sobie nienawiść do „innych” (np. w sensie politycznym). Historia już niejednokrotnie nas tego uczyła.