Najważniejszym bohaterem filmu Jana P. Matuszyńskiego wbrew pozorom nie jest Zdzisław Beksiński, ale jego żona – Zofia. Amerykanie podobno mawiają, że za każdym sukcesem wielkiego mężczyzny stoi… wyjątkowa kobieta. Rodzina Beksińskich jest dobitnym potwierdzeniem tej teorii.
Oderwani od rzeczywistości
Zdzisław, genialny inżynier, rzeźbiarz, fotograf, rysownik, malarz, twórca jedynych w swoim rodzaju, onirycznych kompozycji. Jednym słowem wielki artysta. I jak większość artystów – całkiem oderwany od świata. Film Matuszyńskiego zaczyna się w momencie, kiedy Beksiński staje się coraz bardziej rozpoznawalny nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Ale poznajemy artystę trochę jakby od kulis. Nie wtedy, kiedy otrzymuje kolejne nagrody czy intratne propozycje wystaw. Widzimy go w kameralnym mieszkaniu, kiedy je (nie, pożera posiłki), śpi, boryka się z gastrycznymi problemami i oczywiście tworzy.
Jego pracownia też może być rozczarowaniem dla kogoś, kto „spotyka się” z Beksińskim po raz pierwszy. To nie jest żaden świetnie wyposażony warsztat, ale zwykły pokoik w PRL-owskim bloku z wielkiej płyty na warszawskim Służewie. Roboczy, granatowy fartuch, dziesiątki, jeśli nie setki różnego rozmiaru pędzli i zwykła suszarka do suszenia kolejnych malunków.
Jest też Tomasz, wieczne duże dziecko, które nie potrafi znaleźć swojego miejsca w życiu, a może przede wszystkim odciąć pępowiny od nadopiekuńczych rodziców. Matuszewski pokazuje Beksińskich w momencie przeprowadzki do Warszawy. Tomek ma zamieszkać w pobliskim bloku, ale nie bardzo potrafi odnaleźć się w nowym mieście. Nie zamierza chodzić na zajęcia na uczelni, wciąż mówi o Sanoku i godzinami przesiaduje w pustym mieszkaniu. Albo po prostu śpi. A kiedy nie śpi, straszy rodziców, że popełni samobójstwo. Na drzwiach do swojego pokoju wiesza klepsydrę. I rzeczywiście kilka razy próbuje targnąć się na swoje życie, np. odkręcając kurki od gazu. Nieskutecznie.
Matka wielofunkcyjna
Są jeszcze matki Beksińskich – jego i jej. Obie w podeszłym wieku, schorowane, coraz bardziej niedomagające, które z czasem trzeba przewijać, myć, karmić, jednym słowem – pielęgnować jak malutkie dzieci.
Nad tym wszystkim jest Zofia, żona Zdzisława. Dlaczego uważam, że to najważniejsza bohaterka filmu? Bo to ona zajmuje się wszystkim, czuwa nad każdym członkiem rodziny, a wręcz usługuje im.
Zosia jest kucharką, sprzątaczką, praczką, prasowaczką (wiadomo), pielęgniarką dla matki i teściowej, szoferem rodziny, niańką Tomka, która bez słowa znosi jego karczemne awantury, pociesza, kiedy nie wychodzi mu z kolejnymi dziewczynami, a nawet sprząta je z łazienki w jego mieszkaniu. Jest też taką trochę sekretarką Zdzisława. Wymowną sceną jest ta, w której kobieta przy użyciu wiatraczka… studzi ziemniaki na obiad, nie pamiętam już – dla Tomka, czy dla Zdzisława. Zresztą, jakie to ma znaczenie?
Szara eminencja…
Ale wbrew pozorom, rola Beksińskiej nie kończy się na byciu służącą. Co więcej, to ona gra tu pierwsze skrzypce. Dlaczego? Bo to od niej wszystko zależy. To Zosia decyduje, choć robi to w nieco zawoalowany sposób, jakby z tylnego siedzenia. Dokładnie tak, by w niczym nie ujmować męskości Zdzisława, który przecież utrzymują całą, pięcioosobową rodzinę. „Nie zajmowała się niczym spektakularnym. A tak naprawdę była szarą eminencją tego domu, nic nie działo się bez jej akceptacji. Zdzisław zerwał stosunki z marszandem dopiero wtedy, kiedy Zosia pozwoliła” – mówi „Gazecie Wyborczej” Robert Bolesto, scenarzysta filmu.
Oczywiście mąż i syn najbardziej doceniają rolę Zofii, kiedy okazuje się, że ta wkrótce umrze. Wykryto u niej tętniaka aorty. Jej życie to właściwie tykająca bomba, która nie wiadomo kiedy wybuchnie. Kiedy Tomek dowiaduje się o chorobie matki, stawia ojcu oddające dramatyzm sytuacji pytanie: „Co z nami teraz będzie?”.
Ale Zofia jest matką-Polką, która przygotowuje najbliższych na życie bez niej. Cały dom oblepia karteczkami-instrukcjami dla Zdzisława, np. ile minut gotuje się jajka. Pokazuje mu też, jak wstawić pranie i gdzie wlać płyn do płukania.
…z depresją
Wszystko ma swoją cenę, dlatego Beksińska słono płaci za taką postawę. Nikomu się nie skarży, tylko zażywa jakieś proszki stojące w kuchni obok mąki. Ma depresję. „Czasem przez kilka dni nie wstawała z łóżka” – opowiada „Wysokim Obcasom Extra” Aleksandra Konieczna, odtwórczyni roli Zofii w filmie Matuszewskiego.
„Rzecz dzieje się w kraju matki Polki. Zosia była matką Polką, która wychowuje w moim rozumieniu kalekiego mężczyznę. Takiego, który potem nie jest w stanie podjąć żadnej odpowiedzialnej roli – kochanka, męża, ojca. Kocha Tomka miłością bezwarunkową, bezgraniczną i może nic złego by z tego nie wynikało, gdyby obok był ojciec, który kocha trochę tak jak świat, czyli coś za coś, który wytycza granice” – dodaje aktorka.
Co z tego wszystkiego miała? „Poczucie bycia potrzebną, poczucie przynależności, poczucie spełnienia obowiązku… Miłość Zdzisława. Wiele profitów” – wylicza Konieczna.
Dynamika śmierci
Rytm filmu Matuszewskiego odmierzają kolejne śmierci. Te na obrazach Beksińskiego, i te prawdziwe. Najpierw matka jego, później jej, następnie Zofia, udane samobójstwo Tomka, a na końcu morderstwo samego Zdzisława. Są kolejno dokładani do grobowca rodziny Beksińskich, na którym – poza lakoniczną inskrypcją – nie ma żadnych informacji.
To wizja trochę jak z obrazów samego Beksińskiego, apokaliptyczna, przyznaje Bolesto. Ostatnia rodzina Beksińskich, ale i ostatnia taka rodzina w ogóle. Dlaczego? „Nie wiem, ale takich rodzin z tradycyjnym podziałem ról, trwających ze sobą do końca, jest już niewiele” – konstatuje Konieczna.
I coraz mniej takich matek-Polek.
*Korzystałam z wywiadu M. Staniszewskiej z A. Konieczną, „Mój świat według Zofii” w „Wysokich Obcasach Extra” (10/2016) oraz z wywiadu K. Węży z R. Bolestą „Beksińscy. Nikt by tego nie wymyślił”