18 miesięcy temu zakochani w sobie małżonkowie usłyszeli diagnozę: nowotwór złośliwy. 5 miesięcy po śmierci Martina Emily poinformowała swoich fanów, że jest gotowa na “nowy rozdział”.Im bliżej było do dnia mojego ślubu, tym większy rodził się we mnie sprzeciw wobec jednego z przyrzeczeń. Niezrozumienie, niedosyt, poczucie niesprawiedliwości. Bo przecież jestem gotowa tu i teraz oddać życie za tego człowieka, więc dlaczego śmierć ma być końcem naszego małżeństwa? “I że Cię nie opuszczę, aż do śmierci” to za mało – myślałam.
Przyjmowanie nie tylko wolą ale i sercem Jezusowej nauki o małżeństwie, przychodzi równolegle z dojrzewającą miłością do mojego męża. Im jej więcej, tym mniej egoizmu, zawłaszczania, lęku, poczucia zagrożenia, straty, a tym więcej wolności, służby i szczęścia.
Niedoścignioną praktykantką tej dojrzałej wiary i miłości jest dla mnie Emily Meyers, której historię opisywałam już kiedyś na Aletei. To 25-letnia kobieta, matka pięciorga dzieci i… wdowa po Martinie, którego pochowała w czerwcu tego roku.
18 miesięcy temu szaleńczo zakochani w sobie małżonkowie usłyszeli mrożącą krew w żyłach diagnozę: nowotwór złośliwy czwartego stopnia. Emily zawzięcie i niezwykle mężnie walczyła o życie kochanego partnera, przyjaciela, męża, ojca ich dzieci. Walczyła też o życie całej rodziny, opisując tę batalię na swoim blogu. Tych dwoje rozkochało w sobie tysiące ludzi. Tym, co działało jak magnes na serca czytelników jej wpisów, była ich małżeńska jedność – radosna, oddana i szczera.
Po pięciu miesiącach od pogrzebu Martina Emily poinformowała swoich fanów, że jest gotowa na „nowe wspomnienia, nowe słodkie chwile, nowe uśmiechy dla siebie i swoich dzieci”. Że jest gotowa na nowy rozdział, pełen szczęścia i radości. Ten nowy rozdział nosi tytuł: Richard.
Emily i Richard są przyjaciółmi z dawnych lat. Byli dla siebie mocnym wsparciem i w radościach, i w cierpieniu. Teraz zdecydowali się na wspólne życie w miłości, wierności, uczciwości. Aż po grób.
Na swoim blogu Emily napisała:
“Głęboko wierzę, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Wierze, że ten mężczyzna został zesłany, by scalić nasze serca z powrotem w jedno i podnieść nas, gdy potrzebowaliśmy tego najbardziej.
Doświadczenia, przez które przeszedł w przeszłości, przygotowały go do stawienia czoła sytuacji, w jakiej znalazła się moja rodzina. Richard wiedział, w co się pakuje. To niezwykłe, ale on rozumie i szanuje naszą miłość do Martina i pragnie, by pamięć o nim była w naszym domu zawsze żywa. Jego obecność w naszym życiu jest dla nas błogosławieństwem.
Nasze życie jest teraz przepełnione nadzieją, miłością i pokojem. Moje serce ogarnia ciepło, gdy widzę jak Richard tuli nasze dzieci, gdy płaczą i czyta im do snu, gdy chorują. Widzę, jak się śmieją i cieszą każdym kolejnym dniem. Jestem gotowa, by iść do przodu bez strachu i z wiarą w sercu.”
Młoda para została zalana morzem błogosławieństw od swoich fanów, ale też falą ludzkiej złośliwości.
Bo żałoba “powinna” trwać rok.
Bo jak można pokochać kogoś w tak krótkim czasie?
Bo to prawie jak zdrada zmarłego męża.
Znamienny jest pokój serca, który płynie z każdego napisanego słowa Emily. Jej miłość do Martina działa jak falochron. Ona wierzy, że jej zmarły mąż jest w Niebie. Że kiedyś się tam spotkają. Ich pożegnanie trwało kilka długich miesięcy. Każdego dnia mówili: “kocham Cię”, godząc się, że jutra może już nie być. Rozmawiali o tym, co będzie potem, o tęsknocie, o braku, o cierpieniu, o pragnieniach, o szczęściu, o tym wszystkim, z czym zostanie tu na ziemi Emily i jej pięć małych, rudych lisków.
Jej miłość do Richarda to nie nastoletnie zakochanie lub ucieczka przed emocjami. To – jak sama mówi – wybór drogi miłości. “Nie jest dobrze, by człowiek był sam” – taki zamysł miał Stwórca na konstrukcję naszych serc.
“I że Cię nie opuszczę aż do śmierci” – to miłość dojrzała, która nie trzyma kurczowo za rękę, która wierzy, że wielkie rzeczy przygotował nam Pan w Niebie. I na ziemi.
Tej łaski doświadcza właśnie Emily.