Co się zmieniło po przejściu na katolicyzm? – Mam trochę łatwiejsze życie, bo jest ktoś z kim mogę zawsze porozmawiać, czyli Jezus. Mika Okumura jest pianistką, która z niewiadomych przyczyn urodziła się z marzeniem o podróży do Polski. Zamiast tradycyjnego kimona wolała dostać na urodziny bilet do Polski. Dziś jest katoliczką z mieszkaniem w Pruszkowie, do którego przyjeżdża kilka razy w roku. W Japonii jest dyrektorem oddziału Towarzystwa im. Fryderyka Chopina w Nagano.
Tomasz Reczko: Dlaczego Chopin?
Mika Okumara: To jest bardzo dziwna sprawa. Nie ma konkretnego powodu. Ja od małego chciałam po prostu pojechać do Polski.
Czemu akurat do Polski?
Nie wiem. Naprawdę sama nie wiem. Nie wiedziałam nawet jak wygląda ten kraj, nie było żadnych książek, ale zawsze miałam w sercu obraz Polski.
Jaki to był obraz?
Szeroka, otwarta, łagodna przestrzeń i siedzący pod drzewem Chopin.
I naprawdę nikt w rodzinie nigdy nie mówił, wspominał o naszym kraju?
Nie…
Po prostu urodziłaś się i stwierdziłaś, że musisz pojechać do Polski?
Tak! Śmieszne to, prawda?
A jak twoja rodzina, znajomi zareagowali na decyzję o podróży do Polski?
To też jest śmieszna historia! W Japonii 20 lat to wiek wejścia w dorosłość. Jest taki zwyczaj, że rodzina kupuje wtedy kimono. A ja poprosiłam tatę, żeby kupił mi bilet do Polski.
Zamiast kimono?
Tak! Tata wiedział, że jestem bardzo uparta, więc mi kupił. Na pewno martwił się ze względu na komunizm. Powiedziałam rodzicom, że jak przyjadę, to do nich zadzwonię. Miałam spać w hotelu Wiktoria i sądziłam, że nie będzie problemu. Tak myślałam. Poszłam i mówię: „chcę zadzwonić do Japonii”, a oni mi mówią „nie ma takiej możliwości, trzeba wysłać telegram”. Co to jest telegram? Bardzo się zdziwiłam.
Który to był rok?
1984. I też jak podawali mi jedzenie w hotelu, to się zdziwiłam. Na głównie danie był… kar… kary…
Karkówka?
Kaliflała…
Kalafior?
Tak! Kalafior i koniec!
Nie miałaś ochoty się rozpłakać i wrócić do Japonii?
Ja się cieszyłam! Taki inny kraj, taki śmieszny!
Głodna, ale szczęśliwa?
Tak!
Nie miałaś nigdy momentu rozczarowania?
Nie, nigdy. Polacy są bardzo pomocni, uczciwi, otwarci i mili. Japończycy są bardziej zamknięci, nigdy nie wiesz co mają w sercu. Polacy są bardziej bezpośredni. To jest wpływ Kościoła, tak myślę. Nawet przekazywanie znaku pokoju zachęca do otwartości na kogoś obcego.
Przyjechałaś wtedy na stypendium muzyczne, razem z całą grupą. Na jak długo?
Na dwa tygodnie. Trafiłam pod opiekę profesora Kazimierza Gierżoda. Miał bardzo głębokie spojrzenie. Obiecałam, że wrócę tu za rok. Ale jak wróciłam do Japonii, to długo chorowałam.
Może po tym kalafiorze?
(śmiech) Może tak! Teraz rozumiem!
No dobrze, już na poważnie… Jak to było z tą chorobą?
Choroba przez błąd lekarza trwała 8 lat. Ale pan profesor przyjeżdżał co roku do Japonii na kursy. Moja mama spotykała się z nim i przekazywała mi listy od niego. Pisał, że czeka na mnie. Dzięki temu mogłam wytrzymać. Na pewno pan profesor też modlił się za mnie.
Gdy wyzdrowiałaś, wróciłaś do Polski?
Tak, w 1991 roku. Pamiętam, że prof. Gierżod zawsze podczas lekcji coś wspominał o wierze, o jakiejś historii z Pisma Świętego. Nie mówił, że trzeba wierzyć, ale opowiadał.
https://www.youtube.com/watch?v=tXFiN2doNuQ&feature=youtu.be
W Polsce zobaczyłaś pewnie więcej kościołów w samej drodze z lotniska do hotelu, niż przez całe życie w Japonii.
To dla mnie duży plus, że tutaj wszyscy spotykają się na mszy. Nie są tacy sztywni. Teraz chyba to rozumiem, tę otwartość. Przez rozmowę z Panem Bogiem potraficie rozmawiać ze sobą. To jest plus, jeśli chodzi o ludzi.
Chodzi też o same kościoły. Na początku nie miało dla mnie znaczenia, czy są w nich ludzie, czy nie. Gdy chodziłam do kościoła, czułam się zupełnie inaczej. Taka spokojna. Czułam, że ktoś się mną opiekuje. Myślę, że nawet sama architektura ma na to wpływ. W Japonii nie ma takich kościołów. U nas w Nagano jest kościół katolicki w zwykłym budynku. Trzeba zdjąć buty, wchodzi się na pierwsze piętro, ale to zwykły pokój. Dla muzyka ma to duże znaczenie.
Dlaczego?
Bo muzyka to jest piękno, więc trzeba tego piękna szukać w sztuce, obrazach, budynkach. To pomaga upiększyć muzykę, tak myślę.
Kiedy zaczęłaś myśleć o przejściu na katolicyzm?
Siedząc w kościele, gdzie bardzo dobrze się czułam, zawsze zastanawiałam się, czy Bóg istnieje? Czy na pewno jest? Pytałam o to często profesora Gierżoda, dużo rozmawialiśmy o Bogu, po lekcjach.
W tym czasie przeżyłam też pewną tragedię i chciałam to wszystko oddać Bogu. Wtedy powiedziałam profesorowi, że chcę jeszcze więcej uczyć się o Bogu, a on przedstawił mnie swojemu proboszczowi.
Nie musisz mówić, co to była za tragedia, ale zastanawiam się, czy to było jakieś wydarzenie, czy coś co trwało przez dłuższy czas?
Rozwodziłam się. Nie chciałam, ale tak wyszło… To był dla mnie szok.
Jak długo trwały przygotowania do chrztu?
Dwa lata. Przed chrztem pojechałam jeszcze na pielgrzymkę do Egiptu i Izraela z ks. Waldemarem Chrostowskim.
Jaka była reakcja twoich rodziców na decyzję o chrzcie?
Mam bardzo dobrego tatę. Twardy, ale potrafiący mnie wysłuchać. Nie zakazywał mi niczego.
Jak mu to powiedziałaś? „Cześć tato, jestem już katoliczką”?
Tak.
Żartujesz? To było po chrzcie? On wcześniej nie wiedział?
Nie pytał. Tak to było. Tata powiedział tylko „aha”.
I koniec?
Tak.
A jak zareagowali twoi znajomi, przyjaciele?
Japończycy są zazwyczaj zupełnie niewierzący i chyba dlatego nie interesowali się tym. Zresztą nie dyskutują tyle. Polacy dużo bardziej interesują się wszystkim. Gdy spotkałam się z tą grupą pielgrzymkową pierwszy raz, to wszyscy się mnie pytali skąd jestem, ile mam lat itd.
Przestraszyłaś się tego?
Tak, trochę za dużo pytań! Dziwiłam się, dlaczego się tak tym wszystkim interesują?
Lubisz ten kraj, przeszłaś na katolicyzm, dlaczego tu nie zostałaś?
Mieszkam razem z tatą i mamą. Mam obowiązek opiekować się nimi. Oni opiekowali się mną, więc teraz jest moja kolej. Ale w przyszłości nie wykluczam, bo jak przyjeżdżam tutaj to inaczej się czuję.
Co było dla ciebie trudne w naszej wierze?
Wolność. W Japonii nie nauczyłam się wolności. Tata zawsze mówił zrób to, zrób tamto. W szkole tak samo. A proboszcz spytał mnie „czego chcesz?”. Jak to chcę? Nie ma, że chcę, jest tylko „powinnam to, muszę tamto”. Zawsze tak to było. Musiałam nauczyć się chcieć.
Co jeszcze zmieniło się po przejściu na katolicyzm?
Mam trochę łatwiejsze życie, bo jest ktoś z kim mogę zawsze porozmawiać, czyli Jezus. Zawód muzyka wymaga dużo poświęcenia. Nie ma czasu na spotkania, zabawy. Gdy chcę porozmawiać z kimś, wiem że jest Pan Bóg.
Gdybyś miała zagrać koncert, na którym byłby tylko jeden widz, Pan Jezus, to jaki utwór byś wybrała?
Łał! (śmiech) Wybrałabym któryś nokturn Chopina.
Dlaczego?
W nokturnach melodia jest prosta. Muzyka zbliża do Boga, a melodia jest jak sznur, który prowadzi do nieba, do Jezusa. Gdy gram nokturny, to zawsze tak myślę.