Czy tak samo umeblowany pokoik dziecka w domu mamy i mieszkaniu taty (po rozwodzie) zagwarantuje maluchowi poczucie szczęścia i bezpieczeństwa? Nie sądzę.Dzwonek. Kobieta otwiera. W drzwiach staje jej były mąż. „Leon, tata przyjechał” – woła. Kilkulatek omiata wzrokiem swój przytulny pokoik. Zarzuca na ramię plecak, a z malutkiego biurka zabiera kilka kolorowych flamastrów.
Jedzie na weekend do taty. W rączkach trochę nerwowo ściska pisaki. Widać, że czuje się nieco niepewnie. Mężczyzna głaska go po głowie, kiedy jadą windą. Otwiera drzwi do mieszkania. Malec od razu biegnie do swojego pokoju i staje zdezorientowany.
Na jego malutkiej buzi pojawiają się wypieki. Pokój u taty wygląda dokładnie tak samo, jak w domu mamy. Jest dosłownie identyczny. Chłopczyk rozkłada flamastry na biureczku. Wszystko jest dokładnie tak samo.
Stop.
Cięcie.
Nic nie jest takie samo
W swojej nowej reklamie szwedzki gigant meblowy zabiera głos w sprawie rozwodów. Jak tłumaczy agencja reklamowa, która przygotowała klip, IKEA chce pokazać swoim klientom, że naprawdę rozumie ich życie. I to nie tylko w tych „słonecznych” aspektach.
„IKEA jest tam, gdzie toczy się życie jej klientów. I nie boi się pokazać, jak jest naprawdę. Życie w dwóch domach rozwiedzionych rodziców jest rzeczywistością dla wielu dzieci w Szwecji” – wyjaśnia agencja, która stworzyła spot na zlecenie sieci.
Skoro rozwody to rzeczywistość wielu rodziców i ich dzieci, to IKEA próbuję wyjść im naprzeciw. Sklep chce „załagodzić sytuacje”, a także pojawiające się – być może – wyrzuty sumienia rodziców i pomóc odnaleźć się w nowej sytuacji ich dzieciom.
Do czego inspiruje rozwód?
Popyt generuje podaż. Skoro ludzie się rozwodzą, mieszkają oddzielnie, a dziećmi wymieniają się w weekendy, to sklep z meblami chce im trochę ułatwić życie. „Dzięki stałej interakcji z klientami, IKEA uczy się tego, jak ludzie żyją i czego potrzebują. Ich styl życia inspiruje do rozwijania produktów i rozwiązań, które pasują do ich codzienności” – tłumaczy agencja reklamowa.
Czy jednak rozwód może stanowić inspirację do czegokolwiek? I czy pomoc dziecku w odnalezieniu się w tej nowej sytuacji jest wyłącznie kwestią takiego samego umeblowania pokoiku w domu mamy i mieszkaniu taty?
Oglądam tę najsmutniejszą „reklamę” świata (piszę w cudzysłowie, bo osobiście uważam, że to jednak antyreklama, a ktoś w agencji reklamowej chyba miał gorszy dzień) i zastanawiam się, czy ktoś tu w ogóle pomyślał o dzieciach?
Life happens
Jasne, rozumiem, że w życiu bywa różnie. Zresztą, do tego nawiązuje hasło kampanii IKEI – „Where life happens”. Oczywiście, ludzie czasem się rozstają, bo życie z drugą osobą jest jedynie pasmem udręk i cierpienia. Ale bez względu na powód tego rozstania, rozwód zawsze – w mniejszym lub większym stopniu – odbija się na członkach rodziny. Wszystkich.
Reklama IKEI, nie oszukujmy się, nie jest neutralna, ale bardzo mocno angażuje się w problem społeczny, jakim są rozwody. A jej głównym przesłaniem wydaje się być twierdzenie, że nic się nie stało. „Nic się nie zmieniło, bo widzisz, nawet pokoik masz taki sam, tutaj i tam” – zdaje się mówić niewidzialny głos do chłopca. Ale czy to nie jest nieprawdziwy przekaz dla młodego, dopiero co uczącego się świata, człowieka? Przecież coś się jednak stało.
Dziecko pojmuje świat bardzo prosto. Rzeczywiście, tak samo umeblowany pokoik pozwala mu poczuć się bezpiecznie, jakby było w domu. Tyle, że dom zmieniany co tydzień nie jest prawdziwym domem. A do prawdziwego szczęścia i poczucia bezpieczeństwa potrzebna jest mama i tata, razem, a nie dwa takie same biurka.