separateurCreated with Sketch.

W Ziemi Świętej (prawie) straciłabym wiarę

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Ile razy narzekałeś na nudnawe kazanie, nieudaną spowiedź, zbyt długą/krótką mszę? Nie skupiasz się przypadkiem na tym, co mniej ważne, zapominając, że sam fakt bycia w Kościele jest łaską? Kiedy słucham opowieści znajomych, którzy wracają z różnych, szczególnie dalszych, podróży, odnoszę wrażenie, że Polacy strasznie narzekają. Zresztą nie od dziś wiadomo, że jesteśmy znani na świecie z niekoniecznie optymistycznego podejścia do życia. Brakuje nam wdzięczności. Widzę to także po sobie, szczególnie mocno, kiedy coś „stracę”.  Przynajmniej na jakiś czas.

Ziemia Święta                                                             

Ziemia Święta marzenie setek, może tysięcy wierzących chrześcijan. Wielu z nich, choć już tam byli, wciąż wracają. Wśród nich ja. Marzyłam, że kiedyś tam pojadę odkąd byłam małą dziewczynką. Nie do końca wiedziałam, jak tam jest, ale wiedziałam, że chcę pojechać. Oglądałam zdjęcia, filmy. Jednak rzeczywistość przerosła i  jednocześnie zweryfikowała moje wyobrażenia – również pod względem religijnym.

Jeśli ktoś wjeżdża do Jerozolimy z przeświadczeniem, że samo stąpanie po świętym miejscu go uświęci, może się nieco zdziwić. Jerozolima, mimo, ze jest centrum wydarzeń najważniejszych w historii świata, wcale nie jest miejscem sprzyjającym pogłębieniu wiary. Od razu podkreślam, że nie chodzi o sytuację, kiedy jedziemy tam jako uczestnicy zorganizowanej pielgrzymki, pod duchową opieką przewodnika, który towarzyszy nam w tej niezwykłej wędrówce.

Inaczej wyglądasz!

Mieszkałam w Jerozolimie przez dwa miesiące. Poniekąd był to wyjazd zorganizowany, ponieważ  nie pojechałam tam, jako wolny strzelec, ale jako wolontariuszka w konkretnym projekcie. Jednak nie była to typowa 10-dniowa pielgrzymka.

Moją towarzyszką z Polski była druga wolontariuszka, którą poznałam zaledwie tydzień przed wyjazdem. Trafiłyśmy na wyjątkowy gorący okres, nie tylko pod względem atmosferycznym. Był rok 2014, kiedy po prawie 6 latach względnego spokoju, na nowo rozgorzał konflikt izraelsko-palestyński. W związku z tym, poruszanie po mieście w tym czasie, nie było łatwe. Bywały dni, że dla własnego bezpieczeństwa, lepiej było w ogóle nie wychodzić z domu. Rzadko, bo rzadko, ale bywały.

Wtedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie, jak bardzo nie doceniam tego, co mam na co dzień w Polsce. Nie chodziło tylko o to, że nie mogłam sobie swobodnie chodzić, gdzie i kiedy mi się podoba. Przede wszystkim doceniłam łatwość dostępu do sakramentów we własnym kraju.

Przywykłam do mszy świętych po arabsku, francusku czy włosku, bo formuła niezależnie od szerokości geograficznej, wszędzie jest taka sama. Przy poznawaniu czytań z pomocą przychodził internet. Jednak przy spowiedzi nie było już tak łatwo. Jest to sprawa tak ważna i intymna, że wiedziałam, że muszę znaleźć polskiego księdza. W sezonie urlopowym i z ograniczoną wiedzą, nie było to jednak takie łatwe.

Nie potrafię opisać radości, jakiej doznałam, kiedy w końcu się udało. Za to mogę policzyć, ile razy doświadczyłam widocznej, fizycznej przemiany po spowiedzi. „Inaczej wyglądasz, bije od Ciebie jakiś blask”. Nie wiem, czy to efekt nie tak odległej Góry Tabor, Świętego Miasta, czy po prostu zauważenia łaski, którą się otrzymało.

Do tej pory dziękuję

Własne doświadczenia często nie dają pełnego obrazu sytuacji. Gosia mieszkała w Kanadzie trzy miesiące. Co prawda, uczestniczyła co niedziela w mszy świętej, jednak żeby było to możliwe, potrzebowała pomocy wielu ludzi.

„Dotarcie do kościoła wymagało czasem bardzo wiele wysiłku Nie było autobusów i transportu publicznego, więc ktoś musiał mnie zawieźć do kościoła oddalonego o ok. 40 km. Z reguły była jedna msza o 9.00 rano. Spowiedź odbywała się w sobotni wieczór, ale kiedy prosiłam o nią przed niedzielną mszą, ksiądz się zgadzał” – wspomina.

Gosia przyznaje, że takie doświadczenia nieco zmieniają perspektywę. „To jest wielka łaska, TAKA ŁASKA, że u nas prawie zawsze ktoś jest w konfesjonale! Do tej pory dziękuję za to Bogu” – dodaje.

Nie ma Go tu

Pół żartem, pół serio, uważam, że mieszkając na stałe w Jerozolimie, straciłabym wiarę. Naprawdę uświadomiłam sobie, że wiara nie jest czymś danym raz na zawsze. Jeśli nad nią nie pracujesz – po prostu ją stracisz. Kobiety, które szukały Jezusa w grobie, w odpowiedzi usłyszały „Nie ma Go tu” (Mt 28,6). Dostały polecenie, żeby szukać Go wśród żywych. A ja razem z nimi.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.