Z własnego wyboru stajemy za szkiełkiem, które zmienia naszą rzeczywistość, a interesuje nas głównie to, czy dane ujęcie podbije media społecznościowe.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Chodząc ulicami Rzymu – miasta, które przyciąga miłośników sztuki, historii starożytnej, włoskiej cucina czy białego wina (dowolne wybrać, wedle upodobań) – nie mogę nadziwić się, jak wiele piękna mnie otacza. Przeszklonych wieżowców brak, a praktycznie każdy kościół, po wkroczeniu w jego progi, wita mnie złoceniami, posągami, malowidłami i freskami, niewiele gorszymi od tych autorstwa Michała Anioła.
Nachodzi mnie jednak refleksja, że w momencie, gdy stajemy się turystami, coraz częściej przestajemy postrzegać świat bezpośrednio oczami, a zaczynamy oglądać go za pomocą ekranów urządzeń rejestrujących.
Byłam zaskoczona zachowaniem mężczyzny podczas adoracji relikwii św. Matki Teresy z Kalkuty. Biegał między krzesłami i za filarami, żeby tylko uchwycić idealne ujęcie (nie miał akredytacji, zatem raczej nie był fotoreporterem), a najprawdopodobniej nie poświęcił nawet 5 minut na to, by docenić urok tego miejsca.
Dobrze jednak, że można było tam robić zdjęcia. Zdarza się, że nie wszyscy są w stanie podporządkować się zasadzie „No photos”. Także w takich miejscach, jak kaplica adoracyjna w Bazylice św. Piotra.
Z własnego wyboru stajemy za szkiełkiem, które zmienia naszą rzeczywistość, a interesuje nas głównie to, czy dane ujęcie nadaje się do opublikowania w mediach społecznościowych. Często też zapominamy nawet o tym, by po zrobieniu zdjęcia po prostu spojrzeć na fotografowaną przestrzeń.
Dlaczego tak się dzieje? Wydaje się, że sytuacja zwiedzania sprawia, że wszystko staje się ekscytujące – nowe miejsca, inna kultura, niezliczona ilość zabytków. Często gonimy więc „byle więcej, w jak najkrótszym czasie”. A przecież po tygodniowej wycieczce wciąż jeszcze nie będziemy mogli powiedzieć „Zobaczyłem/Zobaczyłam już wszystko w tym mieście”.
Jak zatem postrzegać i pamiętać lepiej, gdy skupiamy się na zapisywaniu obrazu na karcie pamięci naszego telefonu? I najważniejsze: dlaczego nie potrafimy kontemplować otaczającej nas przestrzeni?
Być może przeszkadza nam w tym nieustanne używanie tabletów i smartfonów. Jesteśmy wciąż „zalogowani” w cyberprzestrzeni, staramy się nie przegapić żadnego powiadomienia na Facebooku, Instagramie czy Twitterze. Czy jednak „zameldowanie się” w modnej trattorii na „fejsie” sprawi, że nasza pizza będzie smaczniejsza? Czy Fontanna di Trevi stanie się bardziej zjawiskowa, dzięki zdjęciu na „insta”? Odpowiedź jest prosta: nie.
Wśród celebrytów stały się ostatnio modne wakacje „bez telefonu”, czyli odcięcie się od wszelkich dóbr technologicznych podczas osobistego wypoczynku. Jest to jednak rozwiązanie radykalne i trudno się go podjąć. Wciąż przecież używamy komórek do komunikacji z najbliższymi.
Najlepszym rozwiązaniem wydaje się zatem podróżowanie w zgodzie z teorią złotego środka – należy zachować umiar. Umiar wobec odwiedzanych miejsc, wydawanych pieniędzy, zabranych ubrań, a szczególnie – umiar dotyczący liczby zrobionych zdjęć.
Nie zapominajmy, że najważniejsze są nasze wspomnienia. Starajmy się zrozumieć historię zwiedzanych miejsc, spróbujmy poczuć ich szczególną atmosferę. Skoro już stajemy przed dziełem sztuki – pomedytujmy nad tym, co artysta chciał nam przekazać poprzez kształty, barwy i wymiary. I odłóżmy na chwilę telefon komórkowy.