Ratowanie ofiar handlu ludźmi to trudna, czasochłonna i kosztowna praca. Nie ma nic wspólnego z hollywoodzkimi filmami, gdzie w dramatycznych okolicznościach bohaterski przystojniak uwalnia trzymaną w piwnicy piękną niewolnicę. W zasadzie nie możemy sobie nic zarzucić. Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Pendo (imię zmienione) była jedną z wielu ofiar, które ktoś zidentyfikował i poprosił o naszą interwencję. Policja, urząd do spraw ochrony dzieci, sąd opiekuńczy, psycholog. W sumie można powiedzieć, że dziewczyna miała szczęście. No powiedzmy, trochę szczęścia… Przecież znakomita większość ofiar handlu ludźmi nigdy nie ma szans na pomoc.
Z Pendo było inaczej. Jakiś sąsiad, któremu „nie jest wszystko jedno”, poinformował policję oraz nas, że w sąsiedztwie jest trzymana w zamknięciu młoda dziewczyna. Kiedy przecięto metalowe pręty i wyciągnięto ją z pomieszczenia – które służyło tak za miejsce do spania, jak i za łazienkę, i toaletę – nasi pracownicy ujrzeli wygłodzoną, przerażoną i otępiałą dziewczynkę. Na całym ciele miała ślady bicia, a nawet pogryzień, tak jakby mieszkała nie z ludźmi, a w klatce ze zwierzętami.
Po krótkiej rozprawie sądowej, terapii psychologicznej i pomocy medycznej udało nam się umieścić Pendo w dobrej szkole, gdzie mogła nadrobić braki w edukacji. Niestety kilkuletnia przemoc – bicie, głodzenie i poniżanie – odcisnęły piętno na psychice dziewczyny. Stwierdzono zaburzenia psychiczne. Choć, jak twierdził psycholog, nadal była szansa, by Pendo nadrobiła zaległości oraz pokonała psychiczne bariery. I rzeczywiście, po kilku miesiącach pobytu w nowej szkole, pod stałą opieką psychologa i indywidualnego trenera, wyraźnie było widać że terapia działa! Wszystko było więc na dobrej drodze. Do czasu.
W wakacje wszystkie szkoły są zamknięte, a dzieci rozjeżdżają się domów, o ile takie mają. Pendo – pochodząca z rodziny, gdzie ojciec alkoholik próbował wydać ją za mąż w wieku 10 lat – takiego domu nie miała. Za zgodą sądu opiekuńczego umieściliśmy ją więc w schronisku, które miało certyfikat miejsca uprawnionego do opieki nad ofiarami handlu ludźmi.
Schronisko, prowadzone przez organizację pozarządową, było popularnym miejscem, gdzie różne agendy ONZ-tu, instytucje rządowe lub organizacje społeczne umieszczały od lat ofiary niewolnictwa. Nie było to miejsce idealne, ale gwarantowało to, co najistotniejsze: bezpieczeństwo.
Do czasu kiedy jedna z podopiecznych powiedziała naszej terapeutce: „Proszę pani, ten pan przy bramie w nocy nas gwałci”. Szok i niedowierzanie towarzyszyły natychmiastowej reakcji. Okazało się, że zatrudniony strażnik rzeczywiście molestował dziewczynki, co gorsza – przez dłuższy czas. Jedną z ofiar była Pendo.
Wielokrotnie każdy z naszego zespołu analizował, czy zrobiliśmy coś źle? Czy to, że Pendo – ofiara przemocy została po raz kolejny zraniona – jest też wynikiem naszego zaniedbania? I choć wychodzi na to, że nie, gdyż podjęliśmy wszystkie możliwe kroki, zachowaliśmy się tak jak wymagały tego procedury. Jedynym naszym „błędem” było to, że sami nie posiadamy własnego schroniska dla ofiar i jesteśmy zmuszeni korzystać z cudzych miejsc, na które nie mamy żadnego wpływu.
Ratowanie ofiar handlu ludźmi to trudna, czasochłonna i kosztowna praca. Nie ma nic wspólnego z hollywoodzkimi filmami, gdzie w dramatycznych okolicznościach bohaterski przystojniak uwalnia trzymaną w piwnicy piękną niewolnicę.
Owszem, niektórzy są uwalniani w dramatycznych okolicznościach, ale sam moment końca niewoli jest tak naprawdę początkiem długiej drogi do wolności. Niewolnictwo powoduje zazwyczaj bolesne konsekwencje, które wymagają prowadzenia terapii przez cały zespół fachowców: psychologów, psychoterapeutów, prawników, pracowników społecznych, a często też lekarzy, psychiatrów i trenerów przysposobienia zawodowego. Cała powyższa pomoc wymaga czasu i ofiarności.
Pendo – mimo że została uratowana z rąk jej właścicieli – musi przejść drogę do bycia w pełni samodzielną osobą. Niestety, obsługa schroniska, która miała jej w tym procesie towarzyszyć, wyrządziła jej straszną krzywdę, co w efekcie wydłuży znacząco jej rehabilitację.
Strażnik został aresztowany. Prokuratura przygotowuje proces karny. Dyrekcja schroniska odmówiła wzięcia odpowiedzialności i przyznania się do niedbałości. Przygotowujemy pozew cywilny o odszkodowanie dla Pendo. Jednocześnie wnieśliśmy zawiadomienie o niedopełnieniu obowiązków przez obsługę schroniska do departamentu ds. dzieci.
Dyrektorka schroniska zeznała w trakcie przesłuchania, że winę za zaistniałą sytuację ponosi sama dziewczyna, która sprowokowała strażnika i do tego zaraziła go chorobą weneryczną… Na szczęście Pendo wróciła do naszej szkoły.
Budowę schroniska dla ofiar handlu ludźmi w Kenii (kobiet i dzieci) można wesprzeć przez stronę internetową: www.zbudujfreedom.pl