Rzadko udajemy się na drugą, południową, stronę Karpat należących dziś do Ukrainy. Wciąż nie odkryliśmy fascynującej Rusi Karpackiej. Wszystko z powodu braku przejścia granicznego w Bieszczadach na wschód od szczytu Kremenaros, na którym zbiegają się granice Polski, Słowacji i Ukrainy.
Największe pogranicze
Przez tysiąclecie – część Królestwa Węgierskiego, od roku 1918 – Czechosłowacji. Dziś Ruś Karpacka nadal pozostaje regionem wyjątkowym. Tyle że w ramach Ukrainy, z którą – pod względem integracji społecznej i obywatelskiej – jest złączona dość luźno.
Terytorium to jest największym pograniczem w Europie Środkowej, z czego dziś nie bardzo zdajemy sobie sprawę. To efekt włączenia go w skład ZSRR i pozostawienia na uboczu od tranzytowych tras komunikacyjnych. Być może zmieni to projektowana właśnie trasa Via Carpathia.
Zakarpacie to najbardziej europejska część dzisiejszej Ukrainy. Widać to na każdym kroku. Z ludźmi porozumiemy się tu bez problemu. Nie trzeba nawet znać ukraińskiego czy rosyjskiego. Wystarczy wolno mówić po polsku, a miejscowi równie wolno odpowiedzą w swojej gwarze, która bywa nazywana językiem ruskim albo karpatoruskim i jest bardzo bliska słowackiemu.
Cisza, spokój, dzika roślinność
Po przekroczeniu głównego wododziałowego grzbietu Karpat, góry nabierają prawdziwego majestatu i blasku. W lasach pojawiają się ogromne buki, główne bogactwo Karpackiej Rusi. Grzbiety gór pokrywają ogromne połoniny, dochodzące nieraz do 30 km długości – podstawa wysokogórskiego pasterstwa.
Wszędzie dominuje dzika roślinność w nienaruszonym stanie, cisza, spokój. Idealne miejsce na górską wędrówkę. Niewyobrażalnego ogromu przestrzeni próżno szukać w innych górach. Ze szczytów, szczególnie Pasma Połoninnego, przy dobrej widoczności widać nawet góry znajdujące się kilkaset kilometrów dalej.
Turystów na szlaku spotyka się tu raz na wiele godzin, a bywa, że i dni. To głównie Czesi, Austriacy i Węgrzy, coraz więcej jest też Ukraińców. Zakarpackie kurorty i sanatoria chętnie odwiedzają Rosjanie, co znajduje wyraz w miejscowej reklamie turystycznej, w której zachwala się jakość miejscowych lasów, grzybobranie i, niestety, możliwość odbywania polowań.
Architektura kościelna
Oferta turystyczna jest tu całkiem bogata. Do wyboru kilka interesujących ośrodków ze słynnym górskim hotelem i sanatorium „Karpaty” na czele. Położony nieopodal Swalawy kompleks, nie ustępuje szwajcarskim uzdrowiskom. Nic w tym dziwnego, bo do roku 1918 należał do cesarskiej rodziny Habsburgów.
Sieć kurortów, często z wodami termalnymi, jest gęsta jak w sąsiedniej Słowacji. Z roku na rok przybywa prywatnych pensjonatów i chatek do wynajęcia. Ceny – zarówno za nocleg, jak i żywność – przy słabej hrywnie, utrzymują się na znacznie niższym poziomie niż np. w sąsiedniej Słowacji.
Kuchnia karpatoruska we wszystkim przypomina znaną u nas słowacką. Na Słowacji nie ma jednak miejscowego specjału – suchej, sproszkowanej bryndzy. Zabudowa wsi i miasteczek w niewielkim stopniu przypomina ukraińską. Na Zakarpaciu panuje węgierski porządek architektoniczny, widoczny w zwartej zabudowie. Króluje czerwona dachówka. Wszystkie domy są zwrócone szczytem do drogi. Nad wsiami górują cerkiewne wieże i kopuły.
Cerkwie zakarpackie, budowane przez grekokatolików, przypominają nieco barokową architekturę kościelną. Nieliczne drewniane są z kolei podobne do cerkwi bojkowskich, których kilka zachowało się w Polsce. Osobny rozdział w architekturze Zakarpacia stanowią drewniane, wysokie, nieraz bardzo stare (najstarsza a roku 1428 roku) utrzymane w formach wzorowanych na gotyki, cerkwie rumuńskie.
Miasta i drogi
Zakarpackie miasta – pominąwszy bałagan na przedmieściach i obdrapane bloków z czasów sowieckich – są naprawdę bardzo ładne. Przypominają naszą Bielsko-Białą, Krosno albo Sanok. Nad wieloma z nich, zwłaszcza Mukaczewem, Użhorodem i Hustem, królują średniowieczno-renesansowe zamki.
Na przedmieściach Użhorodu znajduje się romański kościół św. Marcina. To znak, że peryferyjny, górski region Węgier, zawsze zamieszkały przez słowiańską oraz rumuńską ludność, musiał doznać ogromnego przyśpieszenia cywilizacyjnego, porównywalnego z tempem rozwoju centralnych ośrodków ówczesnej Polski.
Zdecydowanie gorzej niż baza noclegowa i gastronomia przedstawia się sieć miejscowych dróg, z których naprawdę dobra jest chyba jedynie główna arteria regionu, prowadząca ze Lwowa, przez przełęcz Warecką, do Mukaczewa i Użhorodu, a dalej na Słowację i Węgry.
Po drogach łączących miasta powiatowe da się przejechać. Problemy zaczynają się jednak, kiedy trzeba dotrzeć do wsi samotnie położonych w górskich dolinach, a z takich zwykle zaczynamy wyprawy w góry. Nie mając auta terenowego, trzeba czasem prosić o pomoc gazdów. Wielu z nich kupiło wojskowe zisy od opuszczających Ukrainę żołnierzy rosyjskich. Traktują je jako gospodarski środek transportu.
Gościny nikt nie odmówi
Przedwojenna Czechosłowacja zrobiła wiele dla promocji ogromnych walorów przyrodniczych i unikalnej w skali Europy ludowej wielokulturowości Rusi Karpackiej. Z inicjatywy Klubu Czechosłowackich Turystów powstały dziesiątki schronisk i setki znakowanych szlaków turystycznych. Wszystko zostało zniszczone i zdewastowane w czasach ZSRR. Do początków XXI wieku szlaki turystyczne prawie nie istniały.
Dziś znakowane szlaki prowadzą na nieomal wszystkie ważniejsze szczyty. Schronisk jest ciągle niewiele, a wśród nich przeważają nieco przebudowane dawne sowieckie „turbazy”. Rekompensuje to gościnność mieszkańców.
Stopniowo powraca tu pasterstwo, powstają szałasy, jakie u nas budowano dwa pokolenia wstecz. Na „carynkach”, czyli leśnych polanach i w dolinach stoją letnie chatynki. Położone niezwykle malowniczo są wykorzystywane w trakcie sianokosów. Tam nikt nie odmówi noclegu. Ludzie są bardzo gościnni i ciekawi gości z szerokiego świata.