Kim była kobieta, która wychowywała Maksymiliana Kolbe – przyszłego świętego i męczennika?14 sierpnia 1941 roku w obozie koncentracyjnym Auschwitz Maksymilian Kolbe dobrowolnie zgłasza się na śmierć głodową, by ocalić życie współwięźnia, Franciszka Gajowniczka. Nie byłoby świętego, gdyby nie jego matka, po której odziedziczył niezłomną wiarę. Kim była Marianna i dlaczego tak mało o niej wiemy?
Dewotka
Rąbka tajemnicy stara się uchylić Natalia Budzyńska. W książce „Matka męczennika” kreśli złożony, wielopłaszczyznowy obraz Marianny Kolbe. Wydawać by się mogło, że matka świętego musi być idealna – uporządkowana, przejrzysta, po prostu dobra.
O Mariannie nie da się powiedzieć, że była idealna, choć niewątpliwie wiarę miała wielką. Z tym, że momentami bardzo infantylną, czego wyrazem jest choćby nieustanne pisanie w listach do synów o „Bozi”.
Innym razem pokazuje twarz fanatyczki, mimo wszelkich zakazów potajemnie chrzcząc chore żydowskie dziecko. Jej zachowanie trudno wytłumaczyć. Pod pozorem leczenia (jest akuszerką) wkłada dziecko do kąpieli. Rodzicom mówi, że dzięki temu za dwa dni wyzdrowieje. Malec umiera, a rodzice dowiedziawszy się o potajemnym chrzcie, nie chcą go pochować.
Żona z rozsądku
Marianna nie znajduje spełnienia w małżeństwie. Od początku nie chciała wychodzić za mąż. Jej marzeniem jest życie zakonne. Rodzice nie mogą jednak posłać jej do klasztoru, bo są zbyt biedni. Dziewczyna ma co do męża niewielkie oczekiwania – „by nie zaklął, nie pił wódki i nie chodził do szynku na zabawy”.
Juliusz Kolbe, „niepijący, niepalący, rozmodlony”, zdaje się być odpowiedzią na jej ciche prośby. W młodym małżeństwie niespełna rok po ślubie pojawia się syn Franciszek, a później kolejni – Rajmund (o. Maksymilian) oraz Józef, a także Walenty i Antoni (dwaj ostatni umierają w wieku kilku lat).
Marianna i Juliusz zostają białym małżeństwem. Składają śluby czystości na próbę, ale je odnawiają. To spełnienie marzeń Marianny, która od początku chciała zostać mniszką. Gorzej radzi sobie z tym Juliusz, który niby podziela ideały żony, przystaje na jej propozycje, ale jednak jest mężczyzną w sile wieku…
Małżeństwo Kolbów rozpada się. Juliusz zwalnia Mariannę z przysięgi małżeńskiej, a ta rozpoczyna poszukiwania zakonu, który ją przyjmie. Sam Kolbe szuka miejsca w zakonach franciszkańskich, ale nigdzie nie zagrzewa miejsca na dłużej.
Toksyczna matka
Marianna nie jest też idealną matką. Owszem, kocha nad życie swoich synów, ale momentami ta miłość przypomina toksyczną relację.
Kolbowa jest apodyktyczna. Trzyma synów „ręką mocną i sprężystą”, zależy jej przede wszystkim na tym, aby „chłopcy się nie zepsuli”. Dlatego na przykład nie pozwala im się bawić z innymi dziećmi.
Urządza wielką awanturę, kiedy bez jej zgody przyszły o. Maksymilian kupuje jajko i wkłada pod hodowaną przez sąsiadkę kurę, by zobaczyć, czy wylęgnie się z niego kurczak. Marianna z tego powodu chce się przeprowadzić, bo przecież nie może dopuścić do tego, by „dzieci w obcym domu spaczały charakter”.
Ale nie rygor i dyscyplina są najgorsze.
Marianna ma plan na życie swoich synów (zwłaszcza najstarszego, bo to na jego barki spada realizacja niespełnionych ambicji matki). Tym planem jest oczywiście życie zakonne, w jej mniemaniu gwarantujące najlepszą przyszłość.
Kolbowa jest zadowolona, dopóki wszystko idzie zgodnie z jej koncepcją. A nawet więcej – bo do zakonu idą wszyscy trzej synowie. Misterny plan wkrótce się jednak sypie, bo Franciszek opuszcza zakon. Ale nawet jego ślub i narodziny dziecka nie przekreślają marzeń Kolbowej o powrocie syna w zakonne progi.
Nieidealna
Natalia Budzyńska rzuca nowe światło nie tylko na postać tytułowej bohaterki – matki męczennika – ale także na jego rodzinę. Rodzinę, która nie jest idealna, w której nie wszystko idzie zgodnie z planem, a gorzki smak cierpienia, niespełnionych marzeń i odejść to chleb powszedni.
Odejścia to zresztą ważny, powracający motyw w familii Kolbów. Marianna porzuca męża dla spełnienia marzeń o zakonie. Franciszek porzuca habit, a następnie żonę Irenę i córkę Alicję. Alicja w przyszłości też rozwiedzie się z mężem, zaś jej córka wpadnie w alkoholizm.
„Może rodzina, która wydaje świętego męczennika, jest bardziej niż inne, narażona na mające ją zniszczyć siły zła” – zastanawia się Budzyńska. Najwyraźniej matka świętego też nie musi być postacią krystaliczną.
Nieco inaczej Mariannę Kolbe postrzega Alina Petrowa-Wasilewicz, o czym pisze w tekście “Matka Boleściwa – o Mariannie Kolbe z innej perspektywy”. Zachęcamy do lektury!