separateurCreated with Sketch.

Poznajcie współczesnych Aramejczyków. To w ich języku mówił Jezus

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Redakcja - 03.08.16
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Specjalnie dla portalu Aleteia – wywiad z przewodniczącym Światowej Rady Aramejczyków (Asyryjczyków).Światowa Rada Aramejczyków (Asyryjczyków) skupia asyryjsko-aramejskie organizacje z całego świata. Reprezentują one ludność aramejską rozrzuconą po świecie na wschodzie i zachodzie, na skutek prześladowań, szczególnie zaś pogromów, jakich doświadczali najpierw ze strony Imperium Otomańskiego, a obecnie z rąk bojowników ISIS. Aramejczycy to lud bez własnego państwa, z rozmaitą przynależnością konfesyjną, często chrześcijańską. Od lat usiłują połączyć siły poprzez stworzenie międzynarodowego lobby. Obecnie reprezentowani są w wielu parlamentach i rządach państw europejskich.

Gdyby Aramejczycy mieli własne państwo, Johny Messo z pewnością byłby prezydentem. To energiczny, młody człowiek, oddany służbie asyryjskiej społeczności chrześcijańskiej na całym świecie. W wywiadzie przeprowadzonym specjalnie dla portalu Aleteia opowiada nam o aktualnych działaniach i osiągnięciach Rady.

 

Tony Assaf: Czy mógłby nam Pan opowiedzieć o sobie i o Radzie, w której Pan pracuje?

Johny Messo: W październiku 2008 roku zostałem wybrany przewodniczącym Światowej Rady Aramejczyków (Asyryjczyków). WCA (z ang. World Council of Arameans) powstało w 1983 roku jako federacja zrzeszająca organizacje lokalne na całym świecie. Są w niej organizacje z USA, Australii, Syrii, Szwecji, Niemiec, Holandii, Szwajcarii, Belgii i Austrii. Mamy też dobre relacje z Aramejczykami w Turcji, Libanie, Iraku, Jordanii, Izraelu i Palestynie, i spodziewamy się, że w niedalekiej przyszłości dołączą do nas organizacje również z tych krajów. Podejmujemy szereg działań, od nawiązywania i utrzymywania relacji dyplomatycznych z parlamentami i rządami, aż po podejmowanie kwestii związanych z tożsamością i życiem w diasporze Aramejczyków z całego świata. Korzystamy ze sposobności, aby dzięki Alatei dotrzeć do naszych współziomków, Aramejczyków w świecie arabskim. Maronici i wszyscy inni, w imię naszej świetnej przeszłości i zagrożonej przyszłości w kraju naszych Ojców, zjednoczmy się w naszym arameizmie.

Jak mówiłem, działamy na wiele różnych sposobów. Ważnym projektem WCA, podjętym i już zrealizowanym we współpracy z jej organizacjami członkowskimi i innymi partnerami, była publikacja zatytułowana „Ukryta perła. Syryjski Kościół Ortodoksyjny i jego starożytne dziedzictwo aramejskie” wydana w 2001 roku (w postaci 3 książek i 3 płyt DVD) oraz film dokumentalny z 2015 roku pt. „Sayfo. Zapomniane ludobójstwo”, który został wyemitowany przez telewizję holenderską, przetłumaczony na język angielski, niemiecki i szwedzki i pokazywany w wielu kinach w Holandii, Niemczech, Austrii, Szwecji, a nawet w siedzibie ONZ w Genewie.

Od 1999 r. posiadamy tzw. specjalny status konsultacyjny jako organizacja pozarządowa przy Radzie Gospodarczej i Społecznej ONZ. Pozwala nam to na aktywną obecność w instytucjach ONZ w Nowym Jorku, Genewie i Wiedniu. Nasze działanie koncentruje się przede wszystkim na Turcji, Syrii, Iraku i Libanie – krajach, z których pochodzimy. Kwestie, którymi się głównie zajmujemy, to: prawa człowieka, prawa mniejszości, prawa rdzennych mieszkańców, pomoc humanitarna i rozwojowa dla osób wewnętrznie wysiedlonych (ang. Internally Displaced Persons, IDPs) w Syrii i w Iraku oraz uchodźcom z tych krajów.

 

Proszę powiedzieć nam coś więcej o tożsamości aramejskiej.

Aramejska tożsamość jest niezwykle bogata, ale w większości nieznana, niewidoczna i w związku z tym niedoceniana często przez samych chrześcijan aramejskich (asyryjskich). Z różnych powodów. Jednym z nich jest fakt, że Aramejczycy mieszkający zarówno w krajach pochodzenia, jak i w diasporze, np. w Ameryce Południowej nie potrafią już mówić po aramejsku, a jedynie po arabsku, kurdyjsku, turecku lub w językach krajów, w których się osiedlili. Stracili zatem tę kluczową, emocjonalną więź z tożsamością ich dziadków i przodków. Co więcej, wielu Aramejczyków nie odebrało żadnej edukacji w zakresie własnej historii i dziedzictwa kulturowego, często zatem mogą mieć poczucie, że jest to kultura im obca i nie umieją  zupełnie ocenić jej bogactwa oraz wartości. To prawda, że niektórzy zachowali język aramejski i posługują się nim w liturgii – w mniejszym lub większym stopniu, w zależności od poszczególnych wspólnot wyznaniowych. Ośmielę się jednak twierdzić, że znakomita większość członków wszystkich tych Kościołów, które zachowują aramejską (asyryjską) tradycję nie potrafi czytać ksiąg w języku swoich przodków. A co za tym idzie, nie umieją  lub nie chcą oni zgłębiać, poznawać i docenić swojej własnej, dawnej literatury, która często zawiera odpowiedzi na wiele z nurtujących ich dzisiaj pytań – od kwestii tożsamości, aż po naszą obecność w ojczyźnie.

Na przykład, co właściwie wiemy o ważnej roli naszych przodków w rozwoju i edukacji Arabów, którym przekazali oni starożytne nauki greckie i mezopotamskie, jak filozofia czy medycyna? Kto wie, że oryginalne semickie słowo określające nasz naród i język to „Aramejczycy, aramejski”, a nasi przodkowie przejęli pochodzące z greckiego słowa „Syryjczyk, syryjski” (Suryoyo) pod koniec IV wieku naszej ery? Kto wie, że traktowali te dwie nazwy zamiennie, zawsze świadomi swoich aramejskich korzeni, czemu dawali wyraz w swoim piśmiennictwie? (Podobnie jak inne narody świata używające dwóch nazw, choćby były różnie brzmiące i miały odmienną etiologię, np. Perski-Irański, Holandia-Niderlandy, Brytyjczyk-Anglik, Turecki-Ottomański). A kto z nas jest w ogóle świadomy faktu, że nasi przodkowie przyjmowali, że wywodzimy się od Arama, biblijnego syna Sema?

Zapominamy często, że nasza słaba samoświadomość i wątłe poczucie własnej wartości przekładają się w znaczący sposób na naszą obecną i przyszłą sytuację, zarówno w naszym kraju jak i w diasporze, gdzie dziesiątki tysięcy już się zasymilowało, a wielu następnych wkrótce utraci swoją aramejską tożsamość. Ponieważ mało wiemy o przeszłości, popełniamy dziś te same błędy i to pozbawia nas możliwości zabezpieczenia sobie naszej obecności w kraju ojczystym- w przyszłości. Ponieważ tak słabo znamy swoją historię, nieustannie w rozmowie, zarówno pomiędzy sobą, jak i z innymi, mówimy o sobie tak, jak gdybyśmy mieli kryzys tożsamości. Ani też nie rozumiemy, czemu podzieleni jesteśmy na tyle różnych wspólnot kościelnych i rozproszeni po różnych częściach ojczyzny. Nie dociera do nas, że tego rodzaju negatywne mówienie o sobie działa ostatecznie, jak samospełniająca się przepowiednia. Nie przyjmujemy do wiadomości, że ignorancja w kwestiach własnej przeszłości i literatury narodowej uniemożliwia nam to, abyśmy w oparciu o naszą aramejską tożsamość, ukształtowaną w ogromnym stopniu przez nasz wyjątkowy język, który odegrał decydującą rolę w historii Bliskiego Wschodu –  zjednoczyli się, jako naród.

Aramejski był przecież językiem wielu mocarstw i przez piętnaście wieków był wiodącym językiem na Bliskim Wschodzie, zanim w VII i VIII wieku n.e. ustąpił miejsca językowi arabskiemu. Co więcej, to przecież w języku aramejskim Jezus Chrystus, Jego apostołowie, niektórzy Ojcowie Apostolscy i Ojcowie Kościoła mówili, pisali, modlili się, śpiewali, śmiali się i płakali.

 

Jaka jest Wasza misja i jakie są oczekiwania Aramejczyków wobec Watykanu i wobec świata?

Misję Światowej Rady Aramejczyków (Asyryjczyków) postrzegamy następująco: chcemy odpowiedzieć na wyzwanie, jakim jest ochrona praw, wolności i równości Aramejczyków, zachowanie i promocja dziedzictwa kulturowego ich przodków, zapewnienie im sprawiedliwości i zjednoczenie ich w samo-stanowiący, uznawany na arenie międzynarodowej, Naród Aramejski.

Współpracujemy ze Stolicą Apostolską w siedzibie ONZ w Genewie. Zorganizowaliśmy nawet wspólne wydarzenie, mamy dobre relacje. Mamy jednak nadzieję, że Watykan będzie jeszcze mocniej upominał się o ochronę zagrożonej obecności chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Jego Świątobliwość Papież i Ambasadorowie przy Stolicy Apostolskiej, którzy reprezentują razem jedną czwartą populacji globu, mogliby wyraźniej zamanifestować wobec świata, jak ważna jest to kwestia i wstrząsnąć rządami, parlamentami, i mediami głównego nurtu. Bez tej obecności w miejscu, które jest kolebką chrześcijaństwa, świat dozna niepowetowanej straty. A chrześcijanie zachodu mogą utracić źródła inspiracji dla swojej wiary i religii, płynące z ziemi, na której ta wiara się narodziła i na której powstały pierwsze wspólnoty Kościoła.

Aramejczycy oczekują od świata uznania przeszłych i obecnych niesprawiedliwości, jakich się względem nich dopuszczono; takich jak ludobójstwo w latach 1915-1918 i obecne działania ISIS. Prosimy też o pomoc dla kurczącej się liczebnie społeczności aramejskiej, aby mogła przeżyć w swojej ojczyźnie. Jednak podstawą dla tych działań jest uznanie naszych ludzi za naród – jesteśmy nie tylko odrębnym narodem, ale przecież także ludnością rdzenną Turcji południowo-wschodniej, Syrii, Iraku i Libanu. To uznanie pomoże nam otrzymać potwierdzony status prawny w naszym kraju i w świecie, co z kolei da nam możliwość ubiegania się o wsparcie dla naszych narodowych postulatów. Czemu, na przykład, obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Solidarności z Narodem Palestyńskim, który to naród uznawany jest  przez światową społeczność i otrzymuje od niej miliardy (nawet nie miliony) w ramach działań pomocowych, a Aramejczycy nie są uznawani, wspierani i chronieni przez nikogo?

Nie możemy dłużej milczeć i pozwalać na to, że jesteśmy ignorowani przez społeczność międzynarodową, szczególnie kiedy widzimy, że inni są traktowani, można by nawet twierdzić, w preferencyjny sposób. Jeśli świat wybiera milczenie i obojętność wobec naszych problemów, musimy zwiększyć swoje wysiłki, aż wreszcie przerwiemy tę ogłuszającą ciszę. Ale możemy być w tym skuteczni jedynie wówczas, gdy sami zaczniemy rozumieć, poznawać, przyjmować i doceniać nasze znaczenie w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości; naszą aramejską (asyryjską) wartość.

 

Jakie jest wasze przesłanie dla Aramejczyków z całego świata?

Musimy się obudzić i zacząć doceniać, kochać i chronić język aramejski, dziedzictwo i tożsamość naszych przodków. Musimy się ocknąć i zrozumieć, że nasze Kościoły, od Maronickiego po Kościół Chaldejski i Syryjski Kościół Ortodoksyjny, nie są konkurentami, ale stanowią różnorakie odbicie tej samej wiary i powinny być postrzegane jako bogactwo Aramejczyków – podobnie jak w innych, rozwiniętych krajach świata różne grupy religijne (i nie-religijne) w dużym stopniu wszystkie przyczyniają się do ochrony i dobrobytu swojego narodu. Musimy umieć widzieć siebie samych i siebie nawzajem, jak piękne, różnobarwne kwiaty w niezwykłym aramejskim ogrodzie. Musimy się obudzić i zrozumieć, że razem trwamy – podzieleni giniemy.

Co więcej, musimy się uczyć siebie nawzajem, aby zobaczyć w nas coś więcej niż tylko grupę różnych wspólnot wyznaniowych. Musimy widzieć siebie jako jeden aramejski (asyryjski) organizm, który można nazwać ludem lub narodem. Ja sam, na przykład, mogę być członkiem Syryjskiego Kościoła Ortodoksyjnego, ale w równym stopniu cenię nasze siostrzane Kościoły  (na przykład Maronitów) i cieszę się nimi, bo są częścią mojego narodowego dziedzictwa. Czuję, że moja tożsamość staje się o wiele bogatsza przez niezwykłą, inspirującą historię każdego z tych Kościołów.

 

Z jakimi trudnościami muszą się obecnie mierzyć Aramejczycy?

Są trudności wewnętrzne i zewnętrzne. Jeśli chodzi o zewnętrzne – nie mamy własnego państwa, nie otrzymujemy zatem żadnego państwowego wsparcia, które chroniłoby ludność aramejską lub aramejskie dziedzictwo w naszej ojczyźnie. Co do trudności wewnętrznych – Aramejczycy muszą wciąż jeszcze się nauczyć,  jak się skutecznie organizować, bez oglądania się na to, kto jest ważniejszy albo ma wyższą pozycję. Powiem to jeszcze raz – musimy odłożyć na bok nasze osobiste ambicje i interesy, i zrozumieć, że jako jednostki, jesteśmy też członkami zbiorowości. Bez wspólnoty Aramejczyków mała jest szansa, że jako jednostkowi Aramejczycy przetrwamy.

Musimy zatem widzieć siebie jako jedno aramejskie (asyryjskie) ciało, pamiętając o niezwykle istotnych słowach św. Pawła z 1 Listu do Koryntian: „Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie, gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współweselą się wszystkie członki” (1 Kor 12,26). Jeśli zastąpimy w naszej głowie termin „członek” terminem „Kościół”, od razu zobaczymy, jaka jest waga i siła naszego narodowego zjednoczenia.

 

Rozmawiał Tony Assaf, redaktor naczelny arabskiej edycji portalu Aleteia.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags:
Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.