separateurCreated with Sketch.

Ks. Manfred Deselaers. Niemiec, który zdecydował się żyć w cieniu Auschwitz

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Ewa Buczek - 29.07.16
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Kiedy młody Manfred przyjechał po raz pierwszy do Auschwitz, przeżył szok. Nie mógł uwierzyć, że takich potwornych zbrodni dopuścili się Niemcy. Jak to możliwe, skoro on nie znał nikogo, kto byłby do tego zdolny?Na pierwszy rzut oka uderza surowa prostota tej przestrzeni – zwyczajne piętrowe budynki z czerwonej cegły oraz drewniane, niewysokie baraki. Trudno uwierzyć, że ta ziemia mogła wchłonąć tak niewyobrażalną ilość zła, tyle ludzkiego cierpienia. Były nazistowski obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau to żywa, boląca rana w polskiej pamięci. Jedno z tych miejsc, które nieustannie przypomina nam o tym, że pokój nie jest dany nam raz na zawsze, że musimy pielęgnować w sobie człowieczeństwo i budować wspólnotę ludzi różnych kultur i przekonań.

W tym właśnie celu nieopodal Auschwitz powstało Centrum Dialogu i Modlitwy, które każdego dnia udowadnia, że praca nad pojednaniem jest możliwa. Przez cały rok odbywają się tam międzynarodowe i międzyreligijne spotkania, warsztaty, seminaria, ale także dni skupienia, rekolekcje, medytacje. To miejsce przenika nurt wielogłosowej modlitwy ludzi różnych wiar i języków.


Stanisława Leszczyńska
Czytaj także:
Położna z Auschwitz. Historia kobiety, która przyjęła w obozie ponad 3 tys. porodów

To właśnie z Centrum związany jest człowiek, który swoim życiorysem daje piękny przykład tego, jak budować wspólnotę mimo trudnej pamięci przeszłości – Niemiec, który zdecydował się żyć w cieniu nazistowskiego obozu, ks. Manfred Deselaers.

Jego droga do tego miejsca nie była oczywista. Mały Manfred dorastał w Niemczech w czasach, gdy nie mówiono tam jeszcze w szkołach o skali nazistowskich zbrodni. W 1974 r. zdał maturę, ale po semestrze studiów prawniczych zdecydował się na wolontariat dla organizacji Akcja Znaku Pokuty – Służby dla Pokoju, choć sam przyznaje, że zrobił to, szukając alternatywy dla służby wojskowej.

Projekt ten powstał jako oddolna inicjatywa przedstawicieli niemieckiego Kościoła protestanckiego w reakcji na zobojętnienie części społeczeństwa na hitlerowskie zbrodnie. Wolontariusze Akcji wysyłani byli do krajów zniszczonych przez II wojnę światową – przede wszystkim do Izraela, Polski i ZSRR – by tam odbudowywać zniszczenia, zarówno te materialne, jak i duchowe.

W ramach przygotowań do wyjazdu do Izraela Manfred przyjechał na tydzień do Auschwitz. Wtedy młody Niemiec po raz pierwszy zetknął się z ogromem cierpienia, które naznaczyło to miejsce, i przeżył szok. Nie mógł uwierzyć, że tych potwornych zbrodni dopuścili się Niemcy. Jak to możliwe, skoro on nie znał nikogo, kto byłby do tego zdolny?

Podczas rocznego pobytu w Izraelu, gdzie pracował w domu dla dzieci niepełnosprawnych, spotykał byłych więźniów obozu, którzy nie kryli wobec niego swojego żalu. Zrozumiał, że jako członek swojego narodu będzie przez ofiary wojny w pewien sposób łączony z niemieckimi oprawcami i musi się z tym zmierzyć.

Gdy po ukończeniu studiów teologicznych i przyjęciu święceń kapłańskich zdecydował się na wyjazd do Polski, bał się reakcji Polaków, nie chciał, by uznawali go za wroga, bo przyjeżdżał tu po to, żeby budować z nimi mosty. Wybrał miejsce najtrudniejsze: zamieszkał w Oświęcimiu i poświęcił się pracy na rzecz pojednania polsko-niemieckiego i chrześcijańsko-żydowskiego, czyli budowaniu relacji, bo jak mówił Annie Goc z „Tygodnika Powszechnego”: „Dla mnie jako Niemca leczenie po Auschwitz jest leczeniem relacji, ich ponownym nawiązywaniem”.

– Pokora – to jest pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, gdy myślę o pracy Manfreda u progu Auschwitz – mówi Marta Titaniec, sekretarz Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, od lat zaangażowana w dialog chrześcijańsko-żydowski. – Jak przez pychę 70 lat temu zostało dokonane największe ludobójstwo w dziejach ludzkości, tak przez pokorę Manfred buduje pokój. Przemienia tę ziemię dzień po dniu, a wiem, że nie jest to proste, bo tam ludzie mierzą się z złem, nie tylko tym zewnętrznym.



Czytaj także:
Franciszek zstąpił do piekieł Auschwitz-Birkenau

Z Auschwitz wiąże go nie tylko miejsce zamieszkania i pracy, ale też spory dorobek naukowy i popularyzatorski. Refleksji o fenomenie zła poświęcił kilka książek i artykułów, w tym swoją pracę doktorską, w której przygląda się postaci Rudolfa Hössa, komendanta obozu, i próbuje zrozumieć, dlaczego dopuścił się on tak strasznych czynów. Jak to możliwe, że człowiek wychowany w katolickiej rodzinie dał się opętać zbrodniczej ideologii?

Postać Hössa konfrontuje nas cały czas z pytaniem: gdzie był Bóg w Auschwitz? Choć wielu twierdzi, że w Auschwitz Bóg umarł, ks. Deselaers w rozmowie z Tomaszem Królakiem z KAI odpowiada:

„W godności ludzi, którzy tu byli. Bóg stworzył każdego człowieka na swój obraz – to jest początek Biblii. Każda ofiara miała tę boską godność i nie wolno było jej zabić. […] Patrząc komuś w twarz, człowiek jest odpowiedzialny za drugiego. Jestem odpowiedzialny przed Bogiem za to, co robię z tym człowiekiem. Wydaje mi się, że o tym właśnie obóz Auschwitz do dzisiaj opowiada; o tym mówi krzyk tej ziemi. Co krzyczą ofiary? «Nie wolno było tego robić, trzeba było nas uszanować»”.

Z pamięcią o przeszłości ks. Manfred chce przede wszystkim budować lepsze jutro. Uczy, że musimy cały czas pielęgnować w sobie wrażliwość sumienia, bo w naszych rękach leży odpowiedzialność za przyszłość. – Manfred pomaga być w Auschwitz i przez swoją obecność w tamtym miejscu tłumaczy coś, co po ludzku jest niewytłumaczalne – mówi Marta Titaniec. – Historia zapisze, że w Auschwitz byli niemieccy naziści i był Manfred – ksiądz z Niemiec.



Czytaj także:
Babcia Nońcia uratowała ok. 50 dzieci. Historia Alfredy Markowskiej

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.