Państwo Underwoodowie z serialu “House of cards” są kimś w rodzaju demonicznej parodii św. Franciszka i św. Klary. Nie jestem nałogowym telewidzem. Zwykle serial nudzi mnie po trzech lub czterech odcinkach, ale House of Cards zawładnął moją wyobraźnią. Film opowiada o karierze pozbawionego skrupułów kongresmena Francisa Underwooda i jego przebiegłej żony Claire. Niczym w demonicznej parodii św. Franciszka i św. Klary, makiaweliczna para manipuluje, morduje, knuje i intryguje na drodze do Białego Domu.
Przemoc, występki seksualne i korupcja nie tylko dowodzą zepsucia w Kongresie czy Białym Domu, ale pokazują od podszewki najpodlejszą stronę współczesnej kultury. Chociaż państwo Underwoodowie to postacie fikcyjne, historia ich nikczemności brzmi niemal jak echo wczorajszych wiadomości.
Serial, niczym Szekspirowski Makbet, ujawnia kilka prawd o nieodkupionej i pożądliwej naturze ludzkiej. Kiedy człowieka zżera żądza, uczy się kłamać. Kłamstwo prowadzi do dalszego zła. Relacje międzyludzkie opierające się kłamstwie, a nie zaufaniu, przypominają nieuczciwe transakcje. W końcu człowiek pożądliwy zaczyna żyć kłamstwem. Każdy aspekt życia jest przesycony kolejnymi piętrami kłamstw. Pojawia się morderstwo, bo ci, którzy mogą zdemaskować nieprawdę, muszą zostać przez kłamców wyeliminowani.
Jeśli House of Cards wciąga, to dlatego, że takie samo zło istnieje w naszym życiu. Stawka może nie jest tak wysoka, a zło tak diaboliczne, ale nasze życie nazbyt często zdominowane jest przez egoizm i chore ambicje. Jak Francis Underwood, kłamiemy i manipulujemy z przyklejonym do twarzy miłym uśmiechem. Jak Francis i Claire prowadzimy intrygi, by iść naprzód ku wymarzonemu celowi.
Wreszcie dociera do nas, co oznacza tytuł serialu. W każdej wielkiej tragedii ambicja doprowadza bohatera do upadku, a gmach, który wzniósł, rozpada się jak tytułowy domek z kart. Z filmu płynie przesłanie dla każdego z nas, którzy budujemy na pysze i ambicji – taka budowla nie przetrwa. To jak budowanie na ruchomych piaskach. Kiedy nadejdzie fala, budowla runie.
Po obejrzeniu kolejnego mrocznego odcinka, przeczytałem artykuł o papieżu Franciszku i doszedłem do zaskakującego wniosku. Ojciec Święty jest przeciwieństwem polityka! Francis Underwood knuje i manipuluje, aby dostać się do Białego Domu. Franciszek rezygnuje z pałacu na rzecz Domu św. Marty. Underwood przyjaźni się z bogatymi i możnymi. Papież troszczy się o ubogich i bezdomnych. Underwood zaprzedaje duszę za królestwo z tego świata. Franciszek oddaje ten świat za zbawienie duszy.
Ewangelia nigdy nie będzie Dobrą Nowiną, jeśli nie wywróci zastanego porządku, nie zburzy spokoju. Przykład papieża Franciszka ma być dla nas znakiem sprzeciwu wobec świata.
W serialu Underwood zostaje prezydentem, który zbudował dom na grząskim gruncie układów, oszustwa i śmierci. W prawdziwym życiu papież Franciszek zbudował dom na skale prawdy, dobra i piękna, którą jest Chrystus. Dom Underwooda jest skazany na upadek. Dom Franciszka będzie stał na wieki.
*Autor był pastorem ewangelickim, a następnie anglikańskim. Obecnie jest księdzem katolickim. Więcej o nim na stronie dwightlongenecker.com.
Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia
Tłumaczenie: Aleteia